Na samotność skazują człowieka nie wrogowie, ale przyjaciele…
Kolęda w najlepsze trwa. Za mną już setki mieszkań i domów.
I ogromna dawka ludzkiej życzliwości. A to ktoś pochwali za jakąś homilię, ktoś inny za kazanie dla dzieci, jeszcze inni za siedemdziesiątkę ministrantów i lektorów przy ołtarzu. I jeszcze za Podwórkowe Kółka Różańcowe Dzieci w parafii. Czasem nawet – ku mojemu wielkiemu zdziwieniu – ktoś pochwali za bloga. Powie, że ostatnio coś tam mądrego wyczytał, wysłuchał… Okazuje się, że ktoś tam zagląda i że to wszystko – choć czasem okupione moim zabieganiem – naprawdę ma sens.
To wszystko jest bardzo miłe. Czasem ktoś zaproponuje herbatę, postawi na stole szarlotkę, wyjmie stary rodzinny album…
Zadziwiające jest to, jak bardzo człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Ot, choćby tylko po to, aby go ktoś wysłuchał, pocieszył, pochwalił. Najtrudniej mają chyba ci najstarsi. Zamknięci w czterech ścianach, schorowani, przez słabe zdrowie bojący się wyjść nawet po bułki. Samotność…
To dla wielu prawdziwy krzyż, choć prawda jest też taka, że niektórzy ten krzyż sami sobie wybierają.
Można powiedzieć, że ksiądz jest tego doskonałym przykładem. Na co dzień też zasmakowuje owej samotności. Kiedyś Jan Paweł II o tym mówił: ,,Po to – zauważył w jakimś przemówieniu – kapłan jest samotny, by inni ludzie samotni nie byli.”
I trudno się tutaj z papieżem nie zgodzić. Odwiedzając domy naszych Parafian sprawiamy, że choć przez chwilę nie czują się oni samotni. I to – oprócz daru wspólnej modlitwy i błogosławieństwa – jest chyba jednym z najpiękniejszych owoców wizyty kolędowej.
Ano ma sens wszystko co ojciec robi ,a robi bardzo dużo,za co niech Pan Błogosławi.Oby wszyscy kapłani byli tak oddani drugiemu człowiekowi jak ojciec.Pozdrawiam