Nauka nie idzie w las…
Tradycją jest w naszej parafii, że po Roratach o 6.30 wierni schodzą do tzw. dolnego kościoła na małe co nieco. Dla dzieci serwujemy codziennie cieplutkie kakao i słodką bułkę, starsi mogą się przy okazji napić dobrej kawy. Dobra inicjatywa, a w dodatku sposób na zjednoczenie ludzi w dobrej sprawie (ktoś przecież to kakao musi przygotować – w tym roku rąk do pracy nie brakuje).
Śniadanie zaczynamy zawsze krótką modlitwą, prowadzoną przeze mnie lub przez któregoś z naszych ojców. Kilka dni temu ktoś zatrzymał mnie po Mszy św. w kościele i troszkę się na modlitwę spóźniłem. Jedna z parafianek, rozlewając kakao do kubków, zapytała siedzące przy stole od kilku minut dzieci:
– A wy, dlaczego nie jecie?
– Nie jemy, bo jeszcze modlitwy nie było – padła odpowiedź.
Kiedy p. Maria mi to opowiadała, przyznam, byłem dumny. W takich chwilach jak tamta, jak na dłoni widać owoc pracy rodziców i katechetów. Nauka – jak często się przekonuję – nie idzie w las…
Piekne<3