Nie dla siebie jestem księdzem…
Jeden z polskich biskupów opowiadał kiedyś historię, która pomogła mu uwierzyć w jego kapłaństwo. Jako młody wikary wyjechał z młodzieżą na spotkanie TAIZE. Po uwielbieniu prowadzonym przez br. Rogera nadszedł czas na błogosławieństwo. Długo się do tego błogosławienia wszyscy przygotowywali. I w końcu zaczęło się. Kapłani i bracia chodzili między młodymi i robili im znak krzyża na czole. W pewnym momencie ów młody kapłan (a dzisiejszy biskup) spotkał się z br. Rogerem. Kapłan uklęknął, aby przyjąć błogosławieństwo od brata. Ale ten zaprotestował:
– Księże, wstań, to ja powinienem przyjąć błogosławieństwo od ciebie.
Skończyło się na tym, że obaj się wzajemnie pobłogosławili. Aby dobrze zrozumieć tę historię trzeba pamiętać, że brat Roger nie był kapłanem. Jego błogosławieństwo nie było więc błogosławieństwem sakramentalnym.
Przypominałem sobie tę historię kilka razy podczas prowadzonych przez siebie misji św. Pierwszy raz kilka dni temu w Brochowie. Podczas Mszy św. na powitanie Obrazu Matki Bożej, gdzieś pod koniec drugiego czytania, biskup Józef pochylił się w moją stronę i powiedział:
– Ojcze, ja teraz będę mówił kazanie. Proszę, módl się za mnie gorliwie.
Po czym wstał i podszedł do ambony. Biskup prosił mnie o modlitwę za siebie. Siedziałem więc w kąciku prezbiterium i słuchając jego słów, modliłem się za niego.
I drugi moment. Tym razem już w Sochaczewie. Kiedy na zakończenie piątkowej Drogi Krzyżowej miałem udzielać odpustowego błogosławieństwa, Proboszcz w obecności parafian prosił bardzo konkretnie o modlitwę:
– Ojcze misjonarzu, proszę Cię, abyś modlił się teraz za nas, kapłanów tej parafii. Abyś modlił się za wszystkie siostry zakonne, za parafian. Szczególnie za wszystkich chorych, cierpiących. Za wszystkie rodziny, za młodzież i dzieci…
W słowach Proboszcza pewnie nie tylko ja dostrzegłem wielką wiarę. Mógł przecież tak bardzo ogólnie prosić o modlitwę. Ale nie… Wymienił wszystkie grupy i wspólnoty. Tym samym uświadomił ludziom to, że misjonarz będzie się za nich właśnie teraz modlił. Misjonarzowi zresztą też coś uświadomił… Uświadomił mi prawdę o tym, że są tacy, którzy mojej modlitwy bardzo potrzebują. W takich chwilach nie tyle bardziej wierzę w swoje kapłaństwo, ile bardziej czuję, że jest ono naprawdę kapłaństwem służebnym. Nie dla siebie jestem księdzem, lecz dla innych…