Nie taki ,,Kler” straszny…
Opowiadał mi kiedyś pewien ksiądz z diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej, że kiedy on wstępował do seminarium (a były to lata jeszcze przed rokiem 1989, gdy seminarium mieściło się w Paradyżu), nie bez znaczenia dla młodych chłopaków był fakt, że w Polsce szalał komunizm.
– Chcieliśmy służyć Panu Bogu i to była nasza najważniejsza motywacja. Ale gdzieś była też motywacja inna – chcieliśmy służyć prawdzie i dążyć do prawdy i do wolności. My, młodzi, solidaryzowaliśmy się wtedy bardzo z Kościołem, który był opluwany i poniewierany.
Przypominam sobie tamtą rozmowę w kontekście dzisiejszych rozmów o polskim Kościele. Właśnie dziś wchodzi na ekrany kin ,,Kler.” Sprawdziłem: w jednym tylko krakowskim kinie zaplanowano na dziś aż osiemnaście seansów.
Mam jakieś dziwne przeczucie, że te wszystkie skandale i ten głośny film Smarzowskiego, który jeszcze dobrze na ekrany nie wszedł a już podzielił potencjalnych widzów i nie-widzów, zrobi w polskim Kościele wiele dobra. Może zmotywuje do wspólnej walki o prawdę? Może pobudzi młodych do odpowiedzialności za jego losy? Może w końcu uświadomi niektórym hierarchom, że mają być pasterzami a nie pastuchami?
Ci, którzy dziś plują na Kościół, pluli na niego już wtedy, kiedy Smarzowski jeszcze nawet nie pomyślał o ekranizacji. Jeśli ktoś przez film ,,Kler” odejdzie od Kościoła (takie argumenty za nie pójściem do kina słyszę bardzo często), będzie to znaczyło, że tak naprawdę w tym Kościele już od dawna nie czuje się dobrze i do odejścia szuka tylko pretekstu.
Nikt zdrowo myślący nie uwierzy w to, że film pokazuje obiektywnie całą prawdę o polskim duchowieństwie. Żeby zrozumieć ten film trzeba poznać taktykę samego reżysera. Swoją drogą – szkoda, że sam o tym nigdy nie powiedział. Smarzowski ma swoją metodologię. Biorąc na tapetę konkretną grupę społeczną, poznaje ją całościowo, ale koncentruje się tylko na jakimś określonym wycinku. I w oparciu o ten konkretny wycinek pisze scenariusze.
Tak było m.in. w przypadku ,,Drogówki,” tak jest teraz w przypadku ,,Kleru.” Nie boję się tego filmu. Prawda obroni się sama. To oczywiście nie znaczy, że mamy milczeć, kiedy na nas plują. Nie chcemy milczeć, bo mamy prawo do obrony naszego dobrego imienia. Dlatego cieszą te wszystkie akcje, które biorą w obronę duchownych. Nie możemy milczeć, ale nie możemy też mówić, że problem przedstawiony w filmie Kościoła nie dotyczy. To byłoby kłamstwo. I wszyscy dobrze o tym wiemy.
Możemy się tu co najwyżej kłócić o cyferki. Ten film to okazja do rachunku sumienia dla nas wszystkich. Nie tylko dla księży. Papież Benedykt już dawno mówił o tym, że Łódź Piotrowa tonie. Może warto w tym miejscu uświadomić sobie dwie rzeczy:
1. Kościół to nie tylko księża i biskupi. Kościół to wszyscy ochrzczeni,
2. Każdy z nas jest takim mniejszym lub większym kornikiem, który też ma swój udział w demolce Kościoła.
Biskupi niech uderzą się w swoje piersi, księża w swoje. Ale niech i świeccy staną w prawdzie o sobie. Tylko wtedy, kiedy każdy będzie patrzył najpierw na siebie i kiedy uczciwie weźmie odpowiedzialność za dobro naszego wspólnego Kościoła, będzie można wyjść z tych dziejowych zakrętów obronną ręką.
Osobiście mocno wierzę, że to, co na pozór ma Kościołowi zaszkodzić, jeszcze bardziej go wzmocni. I może dożyjemy takiej chwili, kiedy Smarzowskiemu trzeba będzie powiedzieć zwyczajne: dziękuję. Nie od dziś przecież wiadomo, że Pan Bóg ze zła wyciąga wiele dobra. Dlaczego w przypadku ,,Kleru” nie miałoby być podobnie?