Nosimy ten skarb w naczyniach glinianych…
Jest w ostatnich dniach sierpnia jakaś dziwna tajemniczość. I to bynajmniej nie w kontekście zbliżającej się inauguracji nowego roku szkolnego. Piszę dziś o tej tajemniczości w kontekście kapłańskich przenosin. Jedni cieszę się z tego, że dekret biskupa staje się biletem do innej (co daj, Boże, lepszej) rzeczywistości. Inni wręcz przeciwnie, boją się zmian i zrobiliby wszystko, żeby zostać na dotychczasowym miejscu.
Jeśli popatrzymy na całe dwanaście miesięcy przez pryzmat polskiego duchowieństwa, to trzeba będzie całkiem szczerze sobie powiedzieć, że chyba właśnie końcówka wakacji jest takim czasem, w którym z kapłaństwa odchodzi najwięcej duchownych.
Choć mam takie spostrzeżenie już od wielu lat, nie chciałem dzielić się nim na tym blogu. Zmieniłem zdanie kilkanaście dni temu, kiedy otrzymałem sms od mojego przyjaciela – kapłana. ,,Piotrek, pomódl się za mnie, odchodzę z kapłaństwa.”
Najpierw dziwny dreszcz. Przyznaję, wiedziałem, że ostatnio miał trochę pod górkę, ale nigdy nie wspominał, że wyglądało to aż tak poważnie. Nie myśląc wiele, po tej wiadomości wystukałem w telefonie jego numer. Sekretarka. Za chwilę znów, potem jeszcze raz. Wieczorem krótki sms: ,,Piotrek, przepraszam Cię, nie chcę teraz o tym wszystkim rozmawiać. Nie dzwoń, przynajmniej przez najbliższe dni.”
I moja odpowiedź: ,,OK, ale pamiętaj, że w kryzysach nie podejmuje się żadnych decyzji.”
Potem były długie godziny modlitwy; najpierw w Licheniu, potem w Częstochowie.
A potem jeszcze tu, w Krakowie.
Trzy dni temu kolejny sms: ,,Wiem, że się modliłeś. Dzięki. Wiesz, zaczynam znów wszystko od początku. Byłem u biskupa. Zostaję. Pamiętaj o mnie nadal.”
Radość… Zaginął, a odnalazł się… Ogromna radość…
Wczoraj zadzwonił… Rozmawialiśmy… To był telefon z zapewnieniem, że wszystko już idzie dobrze, że się układa, Że jednak wierność zwyciężyła. Chwała Panu…
***
Nie ma złych kapłanów, są tylko tacy, za których ludzie za mało się modlą.
św. Jan Maria Vianney.
„Zaginal a odnalazl sie…”
tez bym tak chciala.
Myślałem, że to cytat z Matki Teresy z Kalkuty. Ale to prawda, modlitwy trzeba wszystkim. Myślałem, że takie rzeczy się nie zdarzają albo zdarzają marginalnie.
Od 2 lat modlę się za kilku kapłanów, natchnienie ,aby zacząć modlić się za kapłanów ,otrzymałam podczas modlitwy i to wypełniam. Czasem zastanawiam się czy to ma sens….. , i jest mi trochę przykro, gdy widzę ich obojętność…., ale jeszcze nadal trwam w tym postanowieniu………..