Oby czkawki nie było…
Kończymy dziś Tydzień Wychowania. Przez te ostatnie dni starałem się pamiętać i modlić za tych, którzy są obecnie w procesie wychowania i kształcenia oraz za tych, których Opatrzność zaszczyciła (na serio myślę, że to zaszczyt) powołaniem do bycia nauczycielem, wychowawcą, katechetą czy rodzicem. Bo to wcale nie jest tak, że rodzice modlitwy nie potrzebują. Śmiem twierdzić, że w dzisiejszych czasach to właśnie im najbardziej modlitwy potrzeba.
Miałem niedawno okazję rozmawiać z grupą rodziców. Zaczęło się od zarzutu: – Kiedyś moja córka lubiła religię, teraz nie lubi, bo ksiądz wymaga i ocenia – usłyszałem. Od razu pomyślałem, że nie jest wcale tak źle. Mam przecież też w szkole odwrotne przypadki: uczeń nie lubił religii w podstawówce, a do mnie w liceum przychodzi chętnie… Kij zawsze ma dwa końce, a jak się chce księdza uderzyć, to kij się znajdzie.
Oczywiście, że wymagam, choć w granicach zdrowego rozsądku, bo uważam, że religia wcale nie jest najważniejszym przedmiotem w szkole. Relacja z Bogiem – owszem, to fundament. Życie modlitewne i sakramentalne – jak najbardziej, sprawa kluczowa. I na to zwracam uwagę młodzieży. Staram się zrobić wszystko, żeby zaprzyjaźnili się z Jezusem, ale na pewno nie należę do nauczycieli, którzy uważają, że ich przedmiot jest w siatce godzin priorytetowy.
To było ciekawe spotkanie. Wyjaśniałem rodzicom, że nie mogę mówić dzieciom o wszystkim i o niczym; że mam podstawę programową; że jestem rozliczany przez dyrekcję i kurię; że nie płacą mi za oglądanie z dziećmi filmów; że nie wyobrażam sobie, żeby uczeń w liceum nie umiał dziesięciu przykazań; że w ciągu roku muszę ich za coś oceniać, by na koniec semestru nie wystawiać ocen z księżyca; że owszem – podręczników nosić nie muszą, ale zeszyt jednak jest obowiązkowy, itp.
Nie wiem, czy wszyscy to zrozumieli. Ale wiem jedno – to od rodziców zależy to, czy modę pod tytułem ,,wypisuję się z religii” przyjmą do swojego domu. I tak też im powiedziałem: Modą jest robienie sobie tatuaży, ale Wasze dzieci nie mają tatuaży, bo tej mody nie wpuściliście do Waszych domów. Modą jest przebijanie sobie różnych części twarzy kolczykami, ale Wasze dzieci nie mają kolczyków, bo i tej mody nie wpuściliście do Waszych domów. Modą jest dziś wypisywanie się z religii i tylko od Was zależy, czy tę modę wpuścicie czy nie.
Większość wpuszcza. Trąbią o tym media na lewo i prawo, a środowiska wrogie Kościołowi co kilka dni odgrzewają temat. I na katechezie mamy to, co mamy.
Uczeń, który w tamtym roku dostał ode mnie na koniec szóstkę tylko dlatego, że nie można stawiać siódemek, kilka dni temu zakomunikował mi, że w tym roku jednak na religię chodził nie będzie:
– Mój brat kończy przedszkole o piętnastej i postanowiliśmy z rodzicami, że nie będę chodzić na religię w tym roku, bo muszę go z przedszkola odebrać.
– Rozumiem – odpowiedziałem. – A czy gdyby w Twoim planie o piętnastej była matematyka to też byś na te lekcje nie chodził?
– Nie no, wtedy bym chodził, bo matematyka to co innego.
I na drugi dzień przyniósł mi kartkę z podpisanym przez rodziców całorocznym zwolnieniem z religii. No właśnie… Jak bardzo trzeba modlić się za rodziców i rodziców katechizować, by nie dali się uwieść nowej polskiej modzie i bezrefleksyjnie nie podpisywali swoim pociechom zwolnienia z katechizacji. Bo kiedyś będzie się trzeba przed Panem Bogiem z tego wytłumaczyć. Bóg bowiem ciągle pamięta i na serio traktuje tamten piękny dialog między kapłanem a rodzicami:
– Drodzy rodzice, prosząc o chrzest dla Waszego dziecka przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowało Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?
– Jesteśmy świadomi.
Drodzy Rodzice, jeśli wtedy rzeczywiście jesteście tego świadomi, a kilkanaście lat później – pod byle pretekstem – wypisujecie dziecko z religii, to tym gorzej dla Was. Świadomość tylko powiększa Waszą winę i odpowiedzialność. Może, kiedy Kościół jasno wypowie się w tym temacie i zabroni spowiednikom rozgrzeszać tych, którzy z katechizacji zrezygnowali (a zwolenników takiego rozwiązania jest coraz więcej), niektórzy rodzice ockną się i podejmą refleksję. Może nawet wtedy będą żałować. Może tak będzie.
Póki co – niestety – w wielu rodzinach ci, którzy jako pierwsi są odpowiedzialni za katolickie wychowanie swoich pociech po prostu oblewają ten egzamin. Oby decyzja o porzuceniu katechezy nie odbiła się kiedyś w tych rodzinach bolesną czkawką.
foto za wnmp.gliwice.pl