Oczekiwani
Jest coś takiego w kapłańskiej posłudze, co może – pod warunkiem, że jest właściwie przyjmowane – stać się swego rodzaju paliwem do pracy w duszpasterstwie. Tym czymś jest świadomość, że ludzie na księdza czekają.
Dobrze to widać w czasie kolędy – ci, którzy chcą księdza przyjąć, czekają. Niektórzy zwalniają się z pracy, inni przesuwają sobie różne zajęcia i obowiązki, inni rezygnują zupełnie z jakichś wcześniejszych planów. A wszystko po to, by spotkać się z księdzem, porozmawiać, napić się herbaty, itp. Mam wiele takich przykładów z ostatniej kolędy.
Nie inaczej jest w sytuacji odwiedzin u chorych z Komunią św. Oni też czekają. Nieraz o wiele bardziej niż ci czekający na kolędę. Obecnie odwiedzam w naszej parafii 37 chorych. Nie jestem w stanie pójść do wszystkich w pierwszy piątek miesiąca, więc zaczynam odwiedziny już od pierwszej środy. Tak, żeby przez pierwszą środą, czwartek i piątek wszystkich poodwiedzać. Wielu chorych czeka na Pana Jezusa już od wczesnych godzin rannych. Wiedzą, że przyjdę koło południa, ale i tak czekają od rana.
Mnie czasem zdaje się, że to tylko takie odwiedziny, krótkie spotkanie, modlitwa… Tymczasem dla wielu z tych osób takie odwiedziny to prawdziwe święto. Zawstydzają mnie zawsze te osoby, które szczególnie przygotowują się na nasze spotkania. Na przykład pan, który na co dzień leży w łóżku i prawie nie wstaje. A kiedy przychodzi pierwszy piątek ubiera się w garnitur i siada w fotelu. Mógłby przecież przyjąć Komunię w piżamie. A jednak nie…
Kiedyś wypadł mi pogrzeb w czasie, kiedy zwykle chodzę po kolędzie. Zadzwoniłem więc do kilku osób z informacją, że przyjdę z Panem Jezusem dzień wcześniej. Większość osób się zgodziła. Jedna nie chciała. Tłumacząc się powiedziała: Ksiądz myśli, że to wszystko takie proste. A ja muszę wcześniej zadzwonić do wnuczki, poprosić ją, żeby przyjechała, żeby mi wyprasowała obrus, przygotowała wszystko. Księdzu się zdaje, że to takie proste, ale dla mnie starej niedołężnej kobiety to takie proste nie jest.
Uszanowałem. Nie tłumaczyłem, że przecież Pan Jezus urodził się w stajence i nie białe obrusy są dla Niego najważniejsze. Poszedłem wtedy, kiedy wnuczka już wszystko przygotowała. Dla tej chorej to była ważna sprawa.
Dziś znów odwiedzałem moich chorych. Jutro znów pójdę do kolejnych. I w piątek tak samo. I zawsze wtedy, kiedy tak po ludzku nie chce mi się, uświadamiam sobie to, że jestem oczekiwany. Ja i On. Bo przecież nie o księdza chodzi, ale o Jezusa.