Podnieś mnie, Jezu…
,,Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni a Ja was pokrzepię.” Kiedyś – jeszcze przez Zakonem – usłyszałem te słowa w konfesjonale. Niby bardzo znajome, ale w tej konkretnej sytuacji, w jakiej wtedy się znajdowałem, były niczym balsam dla duszy. Jak to jest, że w różnych życiowych sytuacjach te same słowa dotykają nas w tak różny sposób?
,,Przyjdźcie, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni…” A co z tym, którzy obciążeni nie są lub takimi się nie czują? Co z tymi, którzy uznają siebie za samo wystarczających i Jezusa nie potrzebują?
Myślę tutaj m.in. o tych wszystkich, którym nie spodobały się wypowiedziane w Boże Ciało przez krakowskiego metropolitę słowa o tym, że Ewangelia powinna być ponad prawem stanowionym przez ludzi.
Przecież to jest oczywiste. Widać jednak, że chyba nie dla wszystkich. Jakie słowa do tych zbuntowanych krzykaczy kieruje dziś Jezus? Bo na pewno coś do nich mówi.
Może próbuje im powiedzieć: ,,Panowie, dajcie sobie spokój. Ze Mną jeszcze nikt nie wygrał.” A może kieruje w ich stronę bardziej srogą mowę: ,,Nie chcecie Mnie, więc radźcie sobie sami i nie zawracajcie mi głowy.” Albo mimo wszystko spogląda na nich z miłością i licząc na ich opamiętanie woła: ,,Hallo, nie traktujcie mnie jak ozdoby na choinkę czy dodatku do wielkanocnego koszyczka.”
Nieżyjący już o. Rafał Skibiński OP mówił kiedyś, że nawrócenie to moment powrotu do Jezusa po tym, jak gdzieś Go po drodze zagubimy. Nawrócenie jest to zatem czas, kiedy na nowo uświadamiam sobie prawdę o tym, że bez względu na to, co o sobie i swojej samowystarczalności myślę, jestem utrudzony i obciążony.
Każdy z nas, czy tego chcemy czy nie, nosi w sobie jakieś utrudzenie, jakieś obciążenie. Coś, z czym sobie nie radzimy. I wtedy warto na nowo wsłuchać się w słowa Jezusa: Przyjdźcie, a Ja was pokrzepię.
Wystarczy tylko chcieć Go usłyszeć…