Powrócić do Nazaretu…

Ewangelia wg św. Marka 6,1-6.

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Lubię Ewangelię o Nazarecie. Trochę dlatego, że każdy z nas ma jakiś swój Nazaret, do którego w pewnych momentach swojego życia powinien wracać. Szczególnie (choć nie tylko) w momentach trudnych.

Nazaretem dla małżonków przeżywających trudności małżeńskie będzie pierwsze spotkanie, pierwsza randka, pierwsza szczera rozmowa, sakramentalne TAK wypowiedziane przed Bogiem. W momentach trudnych warto wracać właśnie do tych chwil, by na nowo – z większą nieraz siłą – ruszyć razem w dalszą drogę. Czasem przecież trzeba się cofnąć, by wjechać na właściwą drogę.

Księża też mają swój Nazaret, do którego powinni wracać. To chwile, w których po raz pierwszy pomyśleli o powołaniu. To młodzieńcza miłość do Jezusa zamknięta w godzinach spędzonych na adoracji czy lekturze Pisma św. To pierwsze otwarcie brewiarza i pierwsze kroku w zakonnym habicie. To pierwsze miesiące w nowicjacie i kolejne lata w seminarium. To w końcu pierwsze lata po ślubach zakonnych czy po święceniach. Te chwile, których jeszcze nie przykrył kurz codzienności, rutyna, proza dnia codziennego. Trzeba nam, powołanym, często wracać do Nazaretu naszego powołania.

Młodzi – tak często dziś zagubieni na ścieżkach swojej wiary i niewiary – też mają swój Nazaret. To lata dzieciństwa, wspomnienia domu rodzinnego. Nazaretem będzie wspomnienie wspólnych rodzinnych wyjść na niedzielne Msze św. Nazaretem będzie wspomnienie rodzinnych świąt czy celebrowanie rocznic. Nazaretem będzie odmawiany w dzieciństwie pacierz, modlitwy do ulubionego świętego, szkolna katecheza z fajnym księdzem, widok rodziców na kolanach. Nawet stres przed pierwszą spowiedzią świętą. To wszystkie może być i być powinno naszym Nazaretem. Czymś, do czego będziemy powracać, gdy temat wiary w dorosłym życiu zejdzie już na dalszy plan. Gdy droga do kościoła zarośnie, gdy grzechy nie pozwolą już na regularne korzystanie z sakramentów.

Dobrze jest wtedy trochę się zatrzymać i zadumać. Przypomnieć sobie, że nie tak rodzice kiedyś uczyli: że kiedyś to ten Pan Bóg był jakoś ważniejszy i bardziej w życiu obecny. Wracajmy do tamtych wspomnień, wracajmy do naszego Nazaretu. Bo każdy go ma, choć nie każdy może się nim pochwalić. Wielu dziś nie ma się czym chwalić, bo powyrastali w domach bez Boga i teraz nie mają już do czego wracać.

Pomódlmy się za nich. Niech i oni doświadczą Bożej obecności w swoim życiu. Niech z Bożą pomocą zbudują sobie swój Nazaret na nowo.