Pan Bóg mówi przez znaki…
Wczorajsza podróż nie minęła źle. Pociąg opóźniony tylko… 40 min. I tylko jedna interwencja Straży Ochrony Kolei na całej trasie, która zakończyła się dla kilku osób nieplanowaną wysiadką. Poza tym śmietniki pełne puszek po piwie i butelek, klejąca się od rozlanego piwa podłoga, zapaskudzone wc, rozdrażniona drużyna konduktorska i kilka jeszcze innych ,,atrakcji.”
Kiedy tak sobie jechałem i przez hałas w wagonie nie mogłem ani spać, ani modlić się, ani czytać, to sobie myślałem. I pomyślałem sobie, że może to nie przypadek, że wybrałem wczoraj akurat ten pociąg i że jechałem właśnie z młodymi od Owsiaka. Co tu dużo mówić – jako pijar otaczam się raczej tzw. dobrą młodzieżą. Z dobrą (by nie powiedzieć: cudowną) młodzieżą jeżdżę na kolonie i obozy, dobrą młodzież uczę katechezy, dobrą młodzież spotykam w kościele, dobrą młodzież mam w ministrantach. Poza małymi wyjątkami całe moje kapłańskie i zakonne życie łączy się z dobrą młodzieżą. Mało tego – z młodzieżą, która sama do mnie przychodzi. Która chce pytać, słuchać, rozmawiać, spowiadać się, itp.
Muszę to wszystko jeszcze – oprócz przemyślenia – dobrze przemodlić, bo coś mi się zdaje, że chyba Pan Bóg przez to wczorajsze trudne wspólne podróżowanie zaprasza mnie do czegoś więcej. Może do włączenia się w ewangelizację Woodstocku… Może do dołączenia do Przystanku Jezus… Sam nie wiem.
Jedno wiem jednak na pewno: od dziś jeszcze więcej muszę modlić się za młodych. Wszak – chciał czy nie chciał – są oni przyszłością Kościoła i naszej Ojczyzny.