Sakrament chrześcijańskiej dojrzałości…
Dziś w naszej pijarskiej parafii odbyła się uroczystość bierzmowania. Dziesiątki młodych ludzi, odświętnie ubranych i nieco stremowanych, stawały przed biskupem, by otrzymać ten wielki i niezgłębiony Dar, jakim jest Duch Święty. Kiedy stałem dziś przy ołtarzu, przypomniało mi się moje bierzmowanie. Ale co ja tam z niego mogę pamiętać? To było dawno. Poza nazwiskiem biskupa i datą – 3 czerwca 1996 r. – pamiętam niewiele. Miałem wtedy czternaście lat.
Dużo lepiej pamiętam inne bierzmowanie. Też w mojej rodzinnej parafii. Bierzmowanie, w czasie którego nie byłem ,,biorcą” Ducha Świętego, ale tym, który świadczy. Był taki piękny rok, kiedy proboszcz naszej parafii i rodzice bierzmowanej młodzieży chcieli, bym to ja został świadkiem dla ich synów. Może zdziwi kogoś ta liczba mnoga, ale u nas w parafii zwyczaj taki, że kandydaci płci męskiej mieli jednego wspólnego świadka, a kandydatki jedną wspólną świadkową. I razem z Olą świadczyliśmy.
Choć miałem prawo czuć się wtedy wyróżniony (tak też się czułem), chyba nie do końca uświadamiałem sobie to, na co się godzę. Byłem świadkiem przy bierzmowaniu dla ponad czterdziestu chłopaków z prawie połowy dekanatu. Wtedy starałem się spamiętać ich imiona, dzisiaj pewnie nie poznałbym niejednego z nich na ulicy. Ale chyba nie to jest najważniejsze.
Modlę się za nich. Wiem, że nie każdy ma prostą ścieżkę do Pana Boga. Niektórym życie się pokomplikowało. Codziennie przy brewiarzu pamiętam o nich. Bo cóż poza modlitwą mogę dać im lepszego?
Ps. Jeden z nich kiedyś napisał w mailu: ,,Ojcze, mieliśmy wtedy szczęście… W końcu nie każdy może się pochwalić, że miał za świadka kogoś, kto teraz jest księdzem i to w dodatku zakonnikiem.”
Dobrze, że przynajmniej niektórzy są w stanie się tym chwalić. Kochane Dzieciaki 🙂