Sześćdziesiąt dni minęło…
Dzień kończy się mnogością różnych wrażeń. Tych dobrych i tych trochę gorszych, bo i takich w życiu księdza nie brakuje.
Przed południem odprowadziłem na miejsce wiecznego spoczynku p. Darka. Nie znałem człowieka, ale przecież nie to jest najważniejsze. Umarłych grzebać – uczy Katechizm. Przy okazji zatrzymałem się przy kilku innych grobach, m.in. przy grobie Andrzeja Zauchy, który kiedyś mieszkał na terenie sąsiedniej parafii, a którego rocznicę śmierci niedawno wspominaliśmy. Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie…
Po cmentarzu przyszedł czas na szkołę. Spędziłem w niej dzisiaj kilka godzin, znów doświadczając tego wszystkiego, czym młodzież żyje na co dzień. Staram się nigdy nie zaczynać lekcji bez pytania: Co tam u Was? Jak Wam mija dzionek? Młodzi to doceniają i coraz częściej odpłacają się tym samym pytaniem. W ogóle fantastyczną mam młodzież na katechezie w tej szkole. Naprawdę… Niedawno jedna z uczennic powiedziała mi tak: – Ja tam w Boga nie wierzę, ale przychodzę na lekcje, bo pana księdza lubię 🙂 .
Trzeba było coś mądrego na poczekaniu odpowiedzieć, więc powiedziałem: – Słuchaj, może i ty w Pana Boga nie wierzysz, ale na pewno Pan Bóg wierzy w ciebie i wciąż liczy na to, że spróbujesz bardziej Go poznać i pokochać. Na jaki grunt w jej sercu padły moje słowa, czas pokaże.
A po szkole odwiedziny u mojego ojca. Tak, tak… Mojego spowiednika i ojca duchownego odwiedzam regularnie. Jest jakaś ogromna mądrość Kościoła w tym, że osobom chcącym być blisko Boga, zaleca się korzystanie z posługi stałego spowiednika i kierownika duchowego.
Kiedy myślę o tej posłudze, przychodzi mi na myśl pewien obraz: oto duża, wyrośnięta fasola pnie się wysoko w górę. Jak to możliwe? Przecież jej łodyga jest wiotka i chwiejna. Fasola wzbija się w górę, ponieważ opiera się o wysoką tyczkę. Ot, cały jej sekret…
Z kierownictwem i stałym spowiednictwem jest bardzo podobnie – człowiek może piąć się w górę i wzrastać dlatego, że ma się na kim oprzeć. Ten, kto ma kierownika duchowego i stałego spowiednika wie, o czym mówię.
Wieczór też dzisiaj był piękny. O godz. 19.30 prowadziłem w naszym kościele nabożeństwo różańcowe dla zapracowanych i tych, którzy – nie koniecznie z zapracowania – nie przychodzą na różaniec o 17.15. Dzisiejsze rozważania rozpocząłem w ten sposób: ,,Dokładnie 37 lat temu, mniej więcej o tej samej porze, swój ostatni różaniec na tym świecie – w kościele pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy – odmówił z wiernymi ksiądz Jerzy Popiełuszko. Kilka godzin później został uprowadzony.”
Rzeczywiście, tamtego wieczoru (którego ja z powodu PESELA pamiętać nie mogę) ks. Jerzy przeszedł prawdziwą gehennę. Dziś – w czasie nabożeństwa – wsłuchiwaliśmy się w Jego rozważania sprzed 37 lat. I jedno trzeba powiedzieć – myśli ks. Popiełuszki wciąż pozostają aktualne. Mimo upływu tylu lat. Wciąż trzeba do nich wracać. Po prostu trzeba…
Po różańcu brewiarz, potem krótkie, wieczorne spotkanie ze Współbraci. Tzw. braterska wymiana myśli. Na koniec dnia jeszcze ostatnie przygotowania do jutrzejszych katechez i wieczorna adoracja połączona z Kompletą.
Tak właśnie minął mi sześćdziesiąty dzień w parafii na Wieczystej. Te dni, które już za mną, niewiele mają ze sobą wspólnego. Łączy je m.in. to, że codziennie budzik dzwoni mi nad uchem o tej samej porze i to, że codziennie sprawuję Eucharystię, ale znacznie więcej rzeczy te moje dni od siebie różni.
Tym bardziej dziękuję Panu Bogu za to, że każdego dnia stawia mnie przed wieloma różnymi zadaniami. Nawet takimi, których najchętniej bym nie podejmował. Nie po to jednak człowiek powtarza codziennie w pacierzu: ,,Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi”, żeby w praktyce wybierać tylko to, co mu pasuje. Takiej postawy jednak trzeba się uczyć każdego dnia. Co wcale nie jest proste.
Na zegarze już 23.15. Pora spać. Niech i Wam Pan Bóg da dobrą, spokojną noc. Błogosławię 🙂