Wiara – dar i zadanie…
Ewangelia wg św. Jana 3,7b-15.
Jezus powiedział do Nikodema: «Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha». W odpowiedzi rzekł do Niego Nikodem: «Jakżeż to się może stać?» Odpowiadając na to rzekł mu Jezus: «Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy widzieli, a świadectwa naszego nie przyjmujecie. Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich? I nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił – Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne».
Trzeba zgodzić się na to, że pewne prawdy dotyczące naszej wiary są i na zawsze muszą pozostać tajemnicą. Gdyby nie były tajemnicą, a stały się jawne, klarowne i zrozumiałe, nie potrzebowalibyśmy wiary, bo sama wiedza w zupełności by nam wystarczyła. I właśnie temat wiary jest myślą przewodnią dzisiejszej Ewangelii.
Bez wątpienia trzeba patrzeć na wiarę przede wszystkim jak na wielką łaskę od Boga. Łaskę, która – choć jest niesamowicie wielkim darem – nie jest dana raz na zawsze. Naiwny byłby ten, kto myślałby, że wiara to prezent, który nie wymaga ze strony człowieka żadnej pielęgnacji i troski. Przeciwnie, można przywołać tu znane nam chyba wszystkim słowa św. Pawła, który napisał, że ,,przechowujemy ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4,7). W naczyniach glinianych to znaczy, że istnieje ciągłe ryzyko rozbicia tego naczynia i utracenia jego zawartości.
Rzeczywiście, wiarę bardzo łatwo można stracić. Na pewno prędzej czy później utracą ją ci, którzy nie przykładają należytej uwagi do własnego życia sakramentalnego. Trudno mówić, że człowiekiem wierzącym jest ktoś, kto tylko raz w roku – mimo braku przeszkód – chodzi do spowiedzi, kto prawie wcale się nie modli, nie spotyka ze Słowem, itp.
Jeśli ktoś taki chodzi do kościoła, to prawdopodobnie bardziej z przyzwyczajenia i obowiązku niż z miłości do Jezusa i wiary w Niego. Gałązki nawet bardzo mocno przywiązane sznurkiem do pnia drzewa kiedyś – po odcięciu tego sznurka – zwyczajnie odpadną. Przy drzewie pozostaną tylko te gałązki, które zostały wszczepione w pień i które mogą korzystać z soków witalnych wspomnianego drzewa. Dla nas, ludzi wierzących, tym drzewem jest Kościół. Jeśli się nie damy wszczepić, nie skorzystamy z witalnych soków i nie będzie w nas życia. Przywiązywanie kogoś na siłę do Kościoła raczej nie ma większego sensu. Prędzej czy później odpadnie.