Wystarczyło tylko pięć dni…
Ewangelia wg św. Łukasza 19,41-44.
Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: «O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia».
Widzimy dziś Jezusa zbliżającego się do Jerozolimy. Nazwa tego miasta w całej Biblii występuje aż prawie dziewięćset razy i w ciągu całych wieków była zastępowana wieloma różnymi określeniami. O Jerozolimie mówiło się np. miasto wybrane przez Boga, miasto pielgrzymek, miasto Dawida, miasto wielkiego Króla, tron Boga.
Jedną z nazw jaką określano Jerozolimę jest Miasto Pokoju. Jezus – Książę Pokoju – zbliża się do Jerozolimy, która jest Miastem Pokoju. Chce tam wejść, ale już teraz wie, że Jerozolima Go odrzucić. Jezus to zapowiada. Wie o swoim przyszłym odrzuceniu i wie o przyszłym oblężeniu i zniszczeniu tego miasta, bo nie może być Miasta Pokoju bez Tego, Który ten pokój daje, bez Księcia Pokoju.
O losach Jerozolimy wiemy z mądrych książek, ale każdy z nas mógłby coś o Jezusie niosącym pokój i o grzechu burzącym pokój powiedzieć z własnego doświadczenia.
Serce i sumienie człowieka są rzeczywistościami, do których Jezus chce wejść. Serce ma być – by użyć określenia Jerozolimy – tronem Boga, a sumienie ma być – by posłużyć się słowami Jana Pawła II – sanktuarium człowieka, w którym przebywa sam Bóg. Ani serce nie będzie tronem, ani sumienie nie będzie sanktuarium jeśli człowiek nie przyjmie do swojego życia Jezusa. Jeśli Jezusa nie postawi w centrum.
Każdy z nas pragnie pokoju. Nie takiego, jaki daje świat, ale pokoju prawdziwego – Chrystusowego. Dlatego odpowiedzią na to wielkie pragnienie, które jest w każdym z nas, powinna być nasza ciągła troska o to, by każdego dnia na nowo przyjmować Jezusa (także w duchowej Komunii św.), by otwierać przed Nim wszystkie przestrzenie naszego życia, by zapraszać Go tam, gdzie może zaprosić Go trudno, gdzie po prostu zaprosić Go wstyd.
Jeśli zdecydowaliśmy się kiedyś przyjąć Jezusa za naszego Pana, a teraz zdarza się nam być niekonsekwentnymi i w różnych momentach Jezusa odrzucamy i wybieramy zło, nie tylko nie będziemy ludźmi pokoju, ale też nie będziemy ludźmi łaski, która ma nas uświęcać. Nie będziemy ludźmi błogosławieństwa.
Ludzie z Jerozolimy zaczęli dobrze, ale po kilku dniach wszystko się zmieniło. Najpierw w Niedzielę Palmową było radosne: ,,Hosanna”, a potem ,,Ukrzyżuj.” Zabrakło konsekwencji, świętego uporu. Wystarczyło tylko pięć dni…