Zawsze i wszędzie…
Ewangelia wg św. Łukasza 10,38-42
Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».
Uwijała się około rozmaitych posług. Jakże to stwierdzenie bliskie jest każdemu z nas. Codzienne zabieganie, ciągły pośpiech, mnóstwo spraw… Samo życie.
Nie ma się zatem co dziwić, że tak wielu ludzi dziś już się nie modli. Nic dziwnego, że tak wielu ludzi – bez jakiegokolwiek skrępowania – mówi o tym, że w ich życiu już dawno nie ma codziennej modlitwy. Takich zabieganych można rzeczywiście rozgrzeszyć. Nawet sami się rozgrzeszają. Praca, dom, dzieci, zakupy, sprzątanie… Aż się prosi o zrozumienie. Niektórzy zrozumieli to do tego stopnia, że już dawno z braku modlitwy się nawet nie spowiadają.
A tymczasem jest to grzech i to bardzo poważny. Grzech zaniedbania. I w dodatku złamanie pierwszego przykazania z Dekalogu: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną czyli (innymi słowy) nikt i nic nie będzie dla Ciebie ode Mnie ważniejsze.
Jeśli ważniejsza jest dla nas praca, dom, dzieci, zakupy, sprzątanie czy odpoczynek, to znaczy, że albo nie rozumiemy tego przykazania albo świadomie i z premedytacją je depczemy. A przecież… modlić się można zawsze i wszędzie!!!
Bóg zawsze i wszędzie czeka na człowieka. Można się modlić stojąc w kolejce po bułki, czekając na zielone światło, jadąc tramwajem, spacerując w parku. Nawet – jak zauważył kiedyś pewien młody ojciec – obcinając dziecku paznokcie ;).
ZAWSZE i WSZĘDZIE.
Żeby spotkać się z biskupem – trzeba zadzwonić do kurii i zwyczajnie umówić się na spotkanie. Żeby spotkać się z ministrem czy prezydentem miasta, też trzeba w Urzędzie umówić się na spotkanie. Nawet żeby spotkać się z własnym proboszczem, trzeba wkomponować się w godziny otwarcia kancelarii. Ale żeby spotkać się z Bogiem i z Nim się rozmówić – nic nie trzeba robić. Wystarczy tylko chcieć.
Proste, prawda? To dlaczego dla wielu ludzi wciąż takie trudne?