Zły ciągle o nas pamięta…
Od dziecka obracam się w kościółkowych kręgach. Od dziecka poznawałem wielu różnych kapłanów. Najpierw salezjanów z rodzinnej parafii, potem – gdy ci zakończyli już u nas swoją posługę – księży diecezjalnych. Było ich wielu. Z czasem przyszła kolej na poznawanie pijarów.
Wraz ze wstąpieniem do Zakonu poznawałem ich coraz więcej. Coraz bardziej poszerzały się te horyzonty. Np. kiedy już jako kleryk wyjeżdżałem na sympozja, czuwania, pielgrzymki, kursy migowego dla duchownych. Wszędzie tam też poznawałem wielu księży. Kontakt z niektórymi mam do dziś.
Potem, już w życiu kapłańskim, kiedy przychodziły kolejne nominacje (m.in. na prowincjalnego moderatora Liturgicznej Służby Ołtarza czy duszpasterza powołań) zacząłem poznawać nowych kolegów po fachu – moich odpowiedników z diecezji, zgromadzeń i zakonów. Już nie tylko pijarów. Uczestnicząc w corocznych zjazdach duszpasterzy LSO, oddzielnie w zjazdach duszpasterzy powołań i jeszcze oddzielnie w zjazdach ojców duchownych, krąg znajomości powiększył się niewyobrażalnie. Jeśli doliczę do tego grona tych osiemdziesięciu księży, z którymi przechodzę właśnie formację w Szkole dla Wychowawców Seminaryjnych, będę mógł powiedzieć, że znam osobiście setki kapłanów z całej Polski. I tak jest rzeczywiście…
Właśnie wczoraj jeden z tych setek opuścił nasze szeregi. Odszedł z kapłaństwa. Smutna sprawa, ale na pewno nie beznadziejna i nie przesądzona. Jest szansa na powrót, ale potrzeba modlitwy. Jego osobistej, ale także naszej wspólnej.
Módlcie się za nas, kapłanów. I pamiętajcie o nas, bo i zły ciągle o nas pamięta. Niestety !!!