Znów sentymentalnie…
Wziąłem się dziś trochę za sprzątanie. Nie tyle pokoju, w którym mieszkam przez czas urlopu. Tutaj jest posprzątane. Wziąłem się za sprzątanie pokoju na strychu, który kiedyś – jeszcze zanim wyemigrowałem do Krakowa – był moim M1. Po moim wyjeździe już tam nikt nie mieszka.
W szufladach więc i w szafkach przez całe lata zalegały rzeczy z kategorii ,,przydasiów.” To wszystko się przyda – mówiłem – stare notatki ze szkoły, bibeloty przywiezione z wakacji, stare Goście Niedzielne, które w młodości czytałem, stare listy od Przyjaciół (internetu wtedy jeszcze u nas nie było), pierwszy telefon marki Nokia (wielkością przypomina cegłówkę), kasety magnetofonowe z pieśniami kościelnymi (one są, choć odtwarzacza do takich kaset już dawno nie mamy).
Wiele różnych – powiedzmy sobie szczerze – zupełnie niepotrzebnych rzeczy tam było. Aż do dziś…
Pośród wielu rzeczy zbędnych, które dziś wylądowały wreszcie w śmietniku, znalazłem też kilka prawdziwych perełek. Na przykład mały obrazek z czasów pokomunijnych, na którym jakiś ksiądz potwierdził, że będąc uczniem klasy IV A odprawiłem wszystkie dziewięć pierwszych piątków miesiąca. To było trzydzieści lat temu. Nawet nie pamiętałem, że taki obrazek kiedyś dostałem. A dziś, proszę, jaka miła niespodzianka. I to na sam koniec urlopu.
Dziś sobie myślę, że chyba jednak czasem tak troszkę warto być bałaganiarzem 🙂 .