On chce nam pokazać prawdę o nas samych…
W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, aby Go wydać,
wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał Jezus od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał.
To musiała być przedziwna scena. Co myśleli Apostołowie, widząc zdejmującego z siebie szaty Mistrza? Co myśleli, gdy ubierał się w jakieś zwykłe prześcieradło?
Myśląc o tym, próbuję połączyć ze sobą dwa momenty. Pierwszy, ten wspomniany przed chwilą moment z Wieczernika i ten drugi – ten z Drogi Krzyżowej, kiedy żołnierze na siłę zrywają z Jezusa Jego własne szaty. Co ma znaczyć to ogołocenie?
Piszę ten tekst wciąż jeszcze ze szpitalnego łóżka, z białego prześcieradła. Tutaj, w szpitalu, każdy z chorych czuje się w jakimś sensie ogołocony. Choroba zdziera z nas wszystkie nasze ,,stroje”, obnaża nas, odkrywa, ogałaca. Tutaj nieważne, kto jest kim… Tutaj wszyscy są równi, bo w obliczu choroby i cierpienia nie da się inaczej.
Może te dwa Jezusowe ogołocenia – to z Wieczernika i to z Drogi na Kalwarię – to po prostu sposób Pana Boga na to, by przypomnieć nam prawdę, że przed Nim i tak wszyscy jesteśmy nadzy. Że On nie patrzy na ilość literek przed nazwiskiem, na stanowiska, odpowiedzialności i funkcje, jakie tutaj pełnimy. Bóg patrzy w serce. I czasem dla naszego dobra zrywa z nas te nasze ,,kolorowe ciuszki” dnia codziennego, by pokazać nam prawdę o nas samych. A na szpitalnym łóżku można się o sobie naprawdę sporo dowiedzieć.