Czy ksiądz może wątpić… – Mk 16,9-15
W programie formacyjnym Odnowy w Duchu Świętym od lat mamy niepisaną zasadę, że raz w miesiącu – z mniejszą lub większą regularnością – gromadzimy się wraz z liderem Wspólnoty i animatorami na naszym zamkniętym i niedostępnym dla innych osób spotkaniu.
Zwykle jest to czas poświęcony organizacji tego, czym żyje nasza Odnowa. Podsumowujemy to, co było, planujemy bliższą i dalszą przyszłość, dzielimy się tym, co Pan Bóg czyni w naszym życiu. Staramy się, by w każdym z tych spotkań był także jakiś element formacyjny.
Na naszym ostatnim spotkaniu rozmawialiśmy o wierze i o tym, że Pan Bóg prowadzi nas do siebie często poprzez różnego rodzaju wątpliwości. – Kto z was nie ma wątpliwości w swojej wierze? – zapytał lider. Ktoś z animatorów podniósł rękę. – Zapytajmy ojca – ciągnął dalej Michał. – Czy ojciec ma wątpliwości w wierze? – Mam – odpowiedziałem, zbytnio się nawet nad tym nie zastanawiając.
Rzeczywiście, mam. Nie dotyczą one tak fundamentalnych prawd, jak np. obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Co do tego nie mam wątpliwość. W to po prostu wierzę i chyba tylko dlatego jestem w stanie kilka godzin w tygodniu spędzać na adoracji. Tutaj wątpliwości nie mam. Ale pojawiają się one np. w kontekście niepełnosprawności dzieci, z którymi spotykam się od lat w ośrodku, w którym posługuję jako kapelan. Często próbuję na ich ból, cierpienie i osamotnienie patrzeć przez pryzmat wiary, bo przecież trzeba wierzyć, że Bóg i w tej niepełnosprawności ma swój plan. I przyznam, że czasem brakuje mi tutaj wiary. Kiedy inni domagają się ode mnie tego, bym był rzecznikiem Pana Boga i odpowiadał na pytania typu: Dlaczego dzieci cierpią?, odpowiadam wprost: Nie wiem.
Dlatego jakimś ogromnym pocieszeniem jest dla mnie fragment dzisiejszej Ewangelii. Krótki, ale bardzo wymowny. Święty Marek Ewangelista pisze dziś o tym, że uczniowie też nie do końca wierzyli. Słysząc świadectwo Marii Magdaleny ,,nie chcieli wierzyć.” A kiedy Jezus ukazuje się Jedenastu ,,wyrzuca im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego.”
To jeszcze nic… Brak wiary, upór. Skąd ja to znam? Najlepsze jest na końcu. ,,Rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu.”
I to jest niezwykłe… Jezus tym słabo wierzącym, wątpiącym i trwającym w swoim uporze facetom daje zadanie, by szli na cały świat i głosili Ewangelię. Nie mówi do nich: ,,Ok., wątpicie, więc wybiorę sobie innych Apostołów i tamtych poślę.” Nie powiedział też: ,,Dobrze, skoro teraz nie wierzycie, to później i tak nie będzie z was żadnego pożytku. Zrywam współpracę, od tej chwili się nie znamy.” Nic takiego nie powiedział ani nawet nie pomyślał. Przeciwnie, posyła ich w świat takich, jacy są. Dlaczego? Bo dobrze wie, że oni nie będą głosili swoją mocą, ale mocą Ducha Świętego. A On jest w stanie uzdolnić do tego nawet zmurszałą kłodę, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego.
I to są słowa zachęty dla nas wszystkich. Szczególnie chyba dla młodych, którzy rozeznają swoje powołanie i którzy któryś już raz z rzędu analizują kwestię: Czy ja się nadaję?
Jeśli się nie nadajesz, a Pan rzeczywiście Cię powołuje, swoją mocą sprawi, że będziesz się nadawał. Tylko zaufaj…
ksiądz Jan Kaczkowski powiedział kiedyś:
” – Nigdy nie było pretensji do Boga:
dlaczego mi to zrobiłeś?
– Pan Bóg nie ma z tym nic wspólnego. To
tylko biologia – mutacja komórek. Bóg
przecież nie siedzi na chmurze i nie mówi:
Kaczkowski, wasza gęba mi się nie podoba –
pyk – nowotwór. Nie zmówiłeś paciorka –
pyk – przerzut! Każdego dnia mamy
przynajmniej trzy razy szansę zachorować
na nowotwór. Na szczęście system
immunologiczny to wykrywa i kieruje taką
komórkę na boczne tory. Ale raz na całe
życie – jak w moim przypadku – system się
myli. I zaczyna traktować komórkę
nowotworową jak najlepszego gościa.”
Nie wyobrażam sobie powiedzieć tych słów choremu dziecku lub jego rodzicom ale trzeba przyznać że ksiądz Jan wiedział o czym mówi.