Gdy ludzie nie chodzą do kościoła, Kościół wychodzi do ludzi…

 
Wybrałem się dziś po obiedzie na króciutki spacer. Hm, miał być króciutki, ale skoro słoneczko tak ładnie świeciło, postanowiłem, że nie ma sensu kisić się w murach klasztoru i króciutki spacer zamienił się w kilkugodzinną wyprawę. Tramwajem przebiłem się do centrum. Potem prosto na krakowski rynek.

Przechodząc koło mariackiego, wszedłem na chwilę do środka (chwała Panu, że przenieśli już w końcu kaplicę adoracji i Pan Jezus nie musi już ,,oglądać” tych, którzy wchodzą do kościoła w krótkich portkach, z gumą w ustach i aparatem przy oku). Krótka adoracja a potem dalej Wiślną w kierunku Franciszkańskiej. Już od  cerkwi dał się słyszeć jakiś głośny śpiew: Alleluuuuuuja, Alleluuuuja. Wiedziony ciekawością (okazuje się, że nie zawsze ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła) podszedłem bliżej.

Tuż pod oknem papieskim rozłożony podest, obok kilka dużych kolumn. Na scenie jakiś młody wokalista – nie żałując ani strun gitarowych ani głosowych – przekonywał zebranych, że Jezus jest Panem. Gdy skończył, jego miejsce przy mikrofonie zajął jakiś świecki ewangelizator. Mówił o Bogu.

Tłumów nie było. Kilkadziesiąt osób stało przed sceną. Jakiś franciszkanin przeganiał dzieci bawiące się na świeżo zasianym trawniku. Ktoś – przechodząc Plantami – zatrzymał się na chwilę, by posłuchać. Ktoś inny zwolnił kroku, by choć chwilę popatrzeć na to wszystko.

Ja też się tam zatrzymałem. Stojąc i wsłuchując się w słowa tego nieznanego mi człowieka uświadomiłem sobie, jak wielkie mam szczęście. Tamta grupa Bożych szaleńców musiała się trochę natrudzić, by w ogóle ktoś przyszedł, by ktoś się zatrzymał. Ja robić tego nie muszę – wystarczy, że wyjdę na ambonę. Ludzie przecież sami schodzą się do kościoła. Mam więc trochę łatwiej. O audytorium troszczyć się nie muszę. Ale chyba właśnie przez to słyszę czasem zarzut, że księża mówią to, co mówią, ,,bo im za to płacą”,  ,, bo to jest ich praca.”

Młodym sprzed papieskiego okna nikt za to mówienie o Bogu nie płacił. Oni mówili to nie za kasę, ale  z przekonania i z potrzeby serca. Cenna jest zatem inicjatywa tych młodych ludzi. Cenna, bo może właśnie ich słowa trafiły dziś do osób, do których żaden ksiądz trafić nie może. Dlatego mam nadzieję, że to nie koniec tej ulicznej ewangelizacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.