Niezbywalne prawo do bycia sobą…
Święty Marek zapisał, że Jezus dziwił się niedowiarstwu tych spośród mieszkańców Nazaretu, którzy Go słuchali i którzy widzieli znaki, jakie czynił (Mk 6,1-6). Niedowiarstwo… Co więcej miał jeszcze dla nich zrobić? Czego oni jeszcze oczekiwali?
To pewnie dość naiwne pytania, bo czego można oczekiwać po kimś, po kim się niczego nie oczekuje? Nazarejczycy pewnie chcieli widzieć Jezusa takim, jak oni sami. Takim zwyczajnym, nie odbiegającym w żaden sposób od ogólnie przyjętych przez nich norm i standardów. Chcieli mieć u siebie Jezusa – człowieka, gdy więc On okazał się nie tylko człowiekiem, ale poprzez swoje cuda ukazał się im jako Syn Boży, prosili Go, żeby od nich odszedł. Widzieli wyraźnie, że Jezus nie jest taki, jak oni. Jest inny. Wyróżniał się – w sensie pozytywnym – na tle pozostałych mieszkańców Nazaretu.
Ta pozytywna Jezusowa inność, ta rzucająca się w oczy odmienność, każą nam dzisiaj zapytać o to, w jaki sposób my różnimy się od innych. Bo różnimy się na pewno. Nie chodzi tu oczywiście o jakieś negatywne słowa, zachowania czy postawy, ale bardziej o dawanie pozytywnego świadectwa w swoim środowisku.
Czy na przykład jestem w stanie zaprotestować i wyrazić odmienną opinię wtedy, gdy jestem świadkiem grzechu innych ludzi? Gdy jestem obecny pośród tych, którzy źle mówią, oceniają, krytykują? Albo pośród tych, którzy wyśmiewają rzeczy dla mnie ważne i święte? Albo kiedy ktoś manifestuje coś, co kłóci się z moją hierarchią wartości?
Mam prawo – nawet jeśli inni nie akceptują moich poglądów – wypowiadać głośno to, co myślę. Mam prawo mądrze różnić się od innych. To prawo przypisane jest każdemu człowiekowi i właśnie dlatego każdy ma prawo do szacunku. To dlatego Jezus – odchodząc z Nazaretu – może się co najwyżej dziwić. Nic więcej zrobić nie może, bo do końca szanuje ludzką wolność. Jakakolwiek inna reakcja ze strony Mistrza byłaby pogwałceniem ludzkiego prawa do wolności.