Bóg nikogo nie dyskwalifikuje…
W jakiejś mądrej książce czytałem dziś o przygotowaniach i przebiegu różnego rodzaju konkursów pianistycznych, o których raz po raz słyszymy. Okazuje się, że jury w takich konkursach jest bardzo surowe i wymagające.
Wyczytałem, że jury dyskwalifikuje uczestnika takiego konkursu już za pięć fałszywych uderzeń w klawisze instrumentu. Jeśli członkowie jury wyłapią przynajmniej pięć niewłaściwych uderzeń, kandydat musi odejść od pianina. I nikt się tam nie przejmuje tym, że przecież w ramach takiego konkursu każdy z uczestników uderza w klawisze ponad dziesięć tysięcy razy. Oceniający zapominają o tych 9995 właściwych uderzeniach i koncentrują się na pięciu niepoprawnych.
Dziwne to zasady… Czytając o tym, pomyślałem sobie, iż dobrze, że Pan Bóg nie jest takim surowym jurorem, oceniającym nasze życie. Gdyby Bóg koncentrował się na tych naszych kilku grzechach, które zdarza nam się popełniać, a zupełnie nie brał pod uwagę tego, co w naszym życiu nam wychodzi i co jest w nim dobre i piękne, wszyscy moglibyśmy już dawno ze sceny zejść.