A w szkole wszystko po staremu…

 
Pierwsza tegoroczna Rada Pedagogiczna (szkoleniowa) już za mną.
Do końca tego tygodnia jeszcze cztery takie spotkania, a biorąc pod uwagę fakt, że katechizuję w dwóch szkołach i że jedna nie pozostaje dłużna drugiej co do ilości zwoływanych spotkań, w tym tygodniu mam przed sobą jeszcze perspektywę ośmiu Rad Pedagogicznych. Chyba zacznę się modlić o dar bilokacji.

A na Radach od lat to samo: dzienniki ustaw, rozporządzenia, uchwały, procedury, paragrafy, artykuły, orzeczenia, arkusze… Jednym słowem biurokracja, biurokracja
i…  jeszcze raz biurokracja.

Gdy Kalasancjusz zakładał pierwszą szkołę, nawet przez myśl mu nie przeszło, że jego skądinąd genialny pomysł nauczania dzieci utonie w bagnie w zdecydowanej większości nikomu nie potrzebnej papierologii.

Rozumiem, że ludzie w Ministerstwie i w Sejmie coś muszą robić, ale życie pokazuje, że płodzenie kolejnych ,,ważnych” (choć tak naprawdę nikomu nie potrzebnych) dokumentów mija się z celem. Po drodze często gubi się gdzieś to, co powinno być w edukacji najważniejsze czyli uczeń.