Bądźmy więc czujni…

Pewien ksiądz opowiadał mi niedawno o tym, co go spotkało w czasie dyżuru w kancelarii.

Siedział sobie za biurkiem, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wszedł młody mężczyzna. Na oko miał jakieś 35 lat. Nie chciał od księdza żadnego zaświadczenia, nie przyszedł też zamówić intencji mszalnej, nie prosił – jak to się czasem w kancelarii zdarza – o sakrament namaszczenia dla kogoś z rodziny. Przyszedł w innym celu – chciał wypisać się z Kościoła. Mówiąc fachowo – chciał dokonać aktu apostazji.

Ksiądz musiał jednak odmówić. Nie wszyscy wiedzą, że zgodnie z prawem akt apostazji trzeba złożyć w  obecności proboszcza. Ten jednak akurat był poza parafią, więc ów młody człowiek niczego nie załatwił.

Wspomniany ksiądz dzielił się potem ze mną swoją refleksją: ,,Wyobraź sobie – mówił – że ten człowiek był dla mnie bardzo miły, nie był agresywny, nie krzyczał. Cały czas zwracał się do mnie przez ,,proszę księdza”, i ani razu nie powiedział: ,,proszę pana.”

Wspominam o tej sytuacji prawie na gorąco, ale dokładnie wczoraj inny kapłan z innej krakowskiej parafii, opowiedział mi przy kawie bardzo podobną historię. Tyle tylko, że ta rozmowa niedoszłego apostaty z księdzem odbywała się przez telefon i zakończyła się słowami: ,,Dziękuję, że ksiądz na mnie nie nakrzyczał.”

***

Moja refleksja jest taka: jeśli ktoś naprawdę nie wierzy w Boga i postanawia trzymać się z daleka od Kościoła, jeśli do tego jest wrogo nastawiony do instytucji kościelnych i do księży to raczej prawie na pewno nie będzie chodził po żadnych kancelariach, żeby załatwiać jakiś papierek. Jak ktoś jest anty, to takie formalności zupełnie go nie interesują. On i tak nie czuje się częścią Kościoła, więc nie ma potrzeby, żeby w tymże Kościele cokolwiek załatwiać.

Jeśli jednak ktoś decyduje się na przyjście do kancelarii w takiej sprawie, jest grzeczny i zgłasza chęć wystąpienia z Kościoła to trzeba jego przyjście odebrać przede wszystkim jako sygnał mówiący o tym, że człowiek ten potrzebuje pomocy. Jego przyjście należy odebrać w kategoriach: Niech mi ktoś pomoże, pogubiłem się, zainteresujcie się mną, potrzebuje wsparcia. Takie odwiedziny w kancelarii prawie zawsze mają podwójne dno.

Widzę tu pewną analogię do samobójstw. Jeśli ktoś na prawo i lewo opowiada o tym, że chce popełnić samobójstwo, to prawdopodobnie wcale nie chce tego zrobić. Chce tylko swoim mówieniem o tym zainteresować innych swoim problemem. Jeśli jednak ktoś naprawdę zdecydowany jest odebrać sobie życie, nie będzie swoim zamiarem dzielił się z innymi. On po prostu to zrobi.

To dlatego tak ważne jest to, by księża, którzy siedzą w kancelariach byli ludźmi empatycznymi. By nie byli służbistami i by nie traktowali ludzi z przysłowiowego buta. Oczywiste jest, że ta zasada obowiązuje nie tylko księży, ale nas wszystkich. Często to najpierw rodzina, znajomi, przyjaciele czy koledzy w pracy dowiadują się o takich zamiarach. Księża dowiadują się na końcu.

Jeśli słyszałeś od kogoś, że chce dokonać aktu apostazji to pomyśl, czy w tych jego słowach nie kryje się zupełnie inny komunikat. Np. taki: ,,Ufam ci i mówię ci o moich planach, bo mam nadzieję, że mi pomożesz.”

Miłość bliźniego każe nam czasem z podejrzliwością patrzeć na innych. Dla ich dobra. Nie zawsze bowiem naprawdę chcą nam powiedzieć to, co akurat mówią. Bądźmy więc czujni. Wiele od tego zależy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.