By nie czuć się Judaszem…
Ewangelia wg św. Jana 15,12-17.
Jezus powiedział do swoich uczniów: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby Ojciec dał wam wszystko, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”.
Mocno odzywa się we mnie zdanie o tym, że Jezus nazywa nas przyjaciółmi. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi. Czytając te Jezusowe słowa można – a nawet trzeba – po prostu się ucieszyć. On nazywa nas przyjaciółmi. Super.
Dopiero po chwili przychodzi głębsza refleksja. Zaraz, zaraz… Przecież Judasza też nazwał swoim przyjacielem. Kiedy zdrajca wszedł do Ogrodu w towarzystwie żołnierzy, kiedy zbliżył się do Jezusa i Go pocałował, usłyszał od Niego: Przyjacielu, po coś przyszedł? (Mt 26,50)
A więc i Judasza Jezus nazwał przyjacielem. Straszne… Nie tylko mnie nim nazywa, ale tak samo, jak mnie, nazywa swego zdrajcę. Delikatnie mówiąc: To nie fair. Tutaj już chyba nie ma się z czego cieszyć. Dlaczego Jezus stawia mnie i Judasza na jednej szali?
Sekret właściwego rozumienia tego tekstu leży nie tyle w tym, jak nazywa nas Jezus, ale bardziej w tym, jak my Go postrzegamy. To tutaj jest sedno problemu. Jeśli ja widzę w Jezusie Przyjaciela i jeśli traktuję Go po przyjacielsku, dopiero wtedy mogę być prawdziwie szczęśliwy.
Pełnię radości daje nam nie tylko to, jak Jezus na nas patrzy (On zawsze i na wszystkich patrzy z miłością), ale również to, jak my patrzymy na Niego. To, czy Jego patrzenie na nas odwzajemniamy. Tylko wtedy, kiedy my – tak z głębi serca i tak naprawdę – będziemy potrafili traktować Go jak Przyjaciela – będziemy mieli w sercu tę ewangeliczną pełną radość.
W przeciwnym razie będziemy czuli się jak Judasze, którzy ani trochę nie zasługują na miano przyjaciół Pana.
Ku refleksji:
Zaplanuj sobie na dzisiejszy dzień coś, co zrobisz dla Jezusa tylko dlatego, że jest Twoim Przyjacielem. Niech to będzie coś bezinteresownego. Coś, za co nie będziesz oczekiwać żadnej konkretnej łaski.