Byśmy byli przejrzyści…

Ewangelia wg św. Łukasza 4,24-30.

Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: «Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman». Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.

Jezus w swoim rodzinnym Nazarecie wypowiada dziś znamienne słowa: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Wypowiada to zdanie mając świadomość tych wszystkich pytań jakie już wtedy pojawiają się w głowach nazaretan: „Czyż nie jest to Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy?” (J 6,42). Oni rzeczywiście znali Jezusa i znali Jego rodzinę. I właśnie dlatego, że Ich znali, tak trudno było im zrozumieć tę nadzwyczajną mądrość, jaką miał w sobie Jezus. Nie przyjmowali do wiadomości tego, że w tej prostocie Nazaretu wyrósł i dojrzał ktoś, kto rzeczywiście może być posłanym od Boga Mesjaszem.

W tym właśnie kontekście słowo Jezusa o proroku, który nie jest mile widziany we własnej ojczyźnie nabiera ważnego wymiaru. Jednak my dziś spójrzmy na to wypowiedziane przez Jezusa zdanie z innej nieco strony.

Powodów odrzucenia proroka może być naprawdę wiele. Może to być owa znajomość, o której mówi nam Ewangelia, a co za tym idzie niemożność uwierzenia w to, że Bóg wybiera tam, gdzie po ludzku wydaje się nie być żadnego wyboru. Czy może być co dobrego z Nazaretu? – pyta Natanael. No właśnie: zdaje się, że podobnie brzmiące pytanie stawiało sobie wtedy wielu. Ale powodem odrzucenia proroków może być też coś zupełnie innego. A mianowicie brak transparentności w życiu proroka.

Właśnie teraz przerabiamy w polskim Kościele rozdział pt. Zawiedzeni. Ciągnące się od dziesięcioleci skandale z udziałem duchownych w wielu polskich diecezjach i przykrywanie ich przez niektórych – nieraz wysoko postawionych – pasterzy Kościoła, doprowadziły do tego, że prorocki głos tychże pasterzy – choć często artykułowany głośno i odważnie – nie jest już przez wielu słuchany. – Biskupi utracili moralne prawo mówienia nam o tym, jak mamy żyć – powiedziała mi niedawno pewna studentka.

Osobiście myślę, że jednak (mimo wszystko) nie utracili takiego prawa, ale fakty są takie, że brak transparentności niektórych (bo nie wszystkich na szczęście) proroków polskiego Kościoła naszych czasów przyczynił się do tego, że to, co mówią, nie jest już przez wielu słyszane. I nie dlatego, że mówią o czymś, co jest wymagające i trudne, ale dlatego, że już dawno w niektórych przypadkach słowa mówców rozjechały się z czynami.

Na pewno warto na bazie tej Ewangelii zrobić sobie osobisty rachunek sumienia. Ja taki sobie dzisiaj robię. Ale warto też podjąć modlitwę o to, byśmy wszyscy starali się żyć coraz bardziej ewangelicznie. Byśmy byli przejrzyści. Byśmy swoimi czynami i zaniedbaniami nie zaprzeczali nigdy słowom, które głosimy, a które mają rozpalać serca, dawać nadzieję i prowadzić do pełni życia w chwale nieba.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.