Gdyby gospodarz wiedział…
Jeden z moich starszych Współbraci opowiadał mi wczoraj, że przez wiele lat na jednej z pijarskich parafii dane mu było pracować z wyjątkowym organistą. Na czym ta jego wyjątkowość polegała? Na tym, że za każdego zmarłego, w pogrzebie którego uczestniczył – a pogrzebów wówczas było niemało, bo i parafia była terytorialnie o wiele większa niż dzisiaj – odmawiał jeden dziesiątek różańca św. Za każdego…
Nie da się ukryć, że – choć nie znamy praktyk religijnych innych organistów – jest to pewna wyjątkowość. Oby takich wyjątków było jak najwięcej.
Wspominam o tym, bo coraz bardziej wydaje mi się, że dzisiaj bardzo mocno przyzwyczailiśmy się już do śmierci. Śmierć nie robi już na nas chyba wielkiego wrażenia. Wiele mówi się o aborcji, nie jest już ona tematem tabu. Każdego dnia media mówią nam o dziesiątkach zabitych na świecie. Informują o wypadkach, ludzkich tragediach.
W niedzielę ośmiolatek na plaży w Świnoujściu, w poniedziałek chłopak w Stargardzie Szczecińskim, we wtorek dziewięcioletnia dziewczynka w Poznaniu, w środę kolejne ofiary w strzelaninie koło Otwocka. Dzisiaj znów jakiś turysta w Tatrach i siedem innych osób przy czyszczeniu szamba. Jutro pewnie znów ktoś. I pojutrze znowu…
A ileż takich śmierci, o których jest cisza?
Przywykliśmy do tego, że ludzie odchodzą. Choć prawdą jest i to, że wielu z tych odejść można by uniknąć. Zawsze, gdy słyszę o takich niespodziewanych odejściach, zastanawiam się nad tym – to chyba już takie kapłańskie nawyki – na ile dana osoba przygotowana była na śmierć.
Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek umiera w takim momencie w swoim życiu, w jakim jest najbliżej Pana Boga. Osobiście śmiem jednak w to wątpić… Dlatego w modlitwie wiernych w czasie Mszy św. co jakiś czas modlę się za tych, którzy odeszli nieprzygotowani. Może ta modlitwa będzie wysłuchana. Cóż więcej zrobić możemy?
A lekcja dla nas z tego taka, że zupełnie nie znamy dnia ani godziny. Lepiej więc zawczasu zatroszczyć się o to, by być zawsze gotowym na spotkanie z Panem.