Gniew to bardzo niebezpieczne uczucie – niszczy umysł, rani serce…
Nie będę ukrywał, że im dłużej spowiadam (i to nie tylko w Krakowie), tym bardziej widzę, że w Kościele brakuje trochę solidnej katechezy na temat sakramentu pojednania. Katechezy, która pomogłaby penitentom jeszcze lepiej przygotowywać się do tego sakramentu. Nie jest źle – wiele osób na serio traktuje spowiedź, ale ciągle nie brakuje tych, którzy tylko ślizgają się po powierzchni swojego sumienia, nie dotykając albo tylko delikatnie liżąc to, co najistotniejsze. Taka katecheza na pewno dałaby nowe światło wielu osobom.
Czasem na przykład przychodzi do konfesjonału ktoś, kto wyznaje, że się denerwował. To może być żona, która zdenerwowała się ostatnio na męża, pracownik zły pracodawcę, nauczyciel na dzieci, itp.
– Denerwowałam się.
Słysząc takie wyznanie można by się ucieszyć, że penitent tak doskonale naśladuje Pana Jezusa. Przecież Ten w świątyni też się zdenerwował. Więcej, Jezus – wybaczcie mi kolokwializm –
w świątyni się po prostu wściekł, dostał szału. Twarz Jezusa na obrazku obok dobrze to oddaje. Możemy sobie wyobrazić te porozrzucane wszędzie monety bankierów, powywracane stoły, wystraszone zwierzęta. Ot, takie małe zdenerwowanie.
Św. Tomasz mówi o tym, że w każdym człowieku (a zatem w przypadku Jezusa też) kryją się dwa rodzaju uczuć: uczucia pozytywne i uczucia negatywne. Pozytywne to takie, które są w nas ,,na plus.” Przykładów można mnożyć wiele: nasza miłość, życzliwość, otwartość. Ale są też uczucia ,,na minus”, np. niechęć, złość, gniew.
Oczywistą rzeczą jest, że w konfesjonale nie mówi się raczej o uczuciach ,,na plus” – choć warto mieć ich świadomość. Za to bardzo często mówi się o tych drugich,
o tych ,,na minus.” Ktoś spowiada się z tego, że się denerwował i gniewał. Wprawdzie gniew jest jednym z siedmiu grzechów głównych (szóstym dopiero a nie pierwszym !!!), to jednak nie wolno zatrzymywać się tylko na samym zdenerwowaniu i gniewie. Trzeba popatrzeć nieco szerzej i dostrzec to, co za tym gniewem się kryje.
Ktoś powie przy spowiedzi – ,,gniewałem się na moją żonę.” Dla kogoś będzie to znaczyło, że mieliśmy w domu małą sprzeczkę np. o pilota od telewizora i przez pół godziny nie odzywałem się do żony. Ale w innym przypadku owo ,,gniewałem się na moją żonę” może oznaczać, że od kilku lat drzemy przysłowiowe koty, że znęcam się nad nią i – gdyby nie sezon ochronny – już dawno wyrzuciłbym ją z domu.
Nie nerwy i gniew są zatem materią spowiedzi, ale to, co one za sobą pociągają. Trzeba wejść w głąb (a to czasem bardzo boli). Podobnie w przypadku Jezusa w świątyni. Jeśli popatrzymy na całą tę sytuację, będziemy mieli prawo powiedzieć, że ta wściekłość była grzechem. Ale jeśli popatrzymy na motywy takiego działania uznamy, że ów gniew był tylko konsekwencją pewnej, jakże niewłaściwej postawy kupców.
W każdej sytuacji warto pamiętać, że wszelkie uczucia (również uczucia gniewu) są naturalne i ludzkie i że my ciągle wezwani jesteśmy do tego, by się nieustannie poznawać. Nie wolno zatem koncentrować się tylko na tym, że ,,się gniewałem.” Trzeba postawić sobie kolejne pytania: Dlaczego? Co z tego mojego gniewu się zrodziło? Itp.
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi: „Uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Nabierają one wartości moralnej w takiej mierze, w jakiej faktycznie zależą od rozumu i od woli ” (KKK 1767). A zatem nad moimi uczuciami powinien panować rozum. Jako ludzie mamy prawo do tego, aby zrodziło się w nas zdenerwowanie. Jeśli jednak to uczucie pozostawimy samemu sobie i nie będziemy go kontrolować, przez co doprowadzimy lub dopuścimy do przyjmowania zachowań sprzecznych z przykazaniami miłości, to z całą pewnością będzie to moralnie złe, a więc w konsekwencji grzeszne.
Oczywistą jest chyba dla każdego sprawą to, że wcale nie musimy do wszystkich wokół żywić tylko „pozytywnych” uczuć. Powiem więcej, nie tylko nie musimy, ale często nawet nie możemy – spróbuj się na przykład uśmiechać do dawnej koleżanki, przez którą wykopali Cię z pracy. Po ludzku jest to wręcz niemożliwe. Dlatego właśnie powiedzenie na spowiedzi magicznego ,,gniewałem się” to trochę za mało.
Reasumując:
Jeśli moje „negatywne” uczucia (np. mój gniew) ma wpływ na moje postępowanie wobec jakiejś osoby, np. jestem niemiły, nie chcę pomóc, obgaduję, itp. to jest to grzech przeciwko miłości bliźniego. Jeśli jednak mój gniew potrafię utrzymać w ryzach, staram się zrozumieć drugą osobę, potrafię się za nią pomodlić – mimo, iż się na nią gniewam, to oczywiście nie ma powodu do niepokoju.
Nie potrafię wyrazić słowami, jak cenne i potrzebne są teraz mi te słowa. To dzięki nim mam dziś nadzieję na jutro. Zwykłe dziękuję to za mało. Po stokroć dziękuję za przypomnienie tej prawdy.