I jak tu nie lubić kancelarii?

Bardzo lubię dyżur w kancelarii. Zresztą, dyżur to złe słowo. Po prostu lubię spotykać się z ludźmi, rozmawiać, wyjaśniać zawiłości kościelnych przepisów, tworzyć i wydawać dokumenty, itp. To m.in. dlatego przez wakacje godziny urzędowania naszej kancelarii ani troszkę się nie zmieniły. Była czynna tak jak zwykle. Im dłużej tam siedzę, tym więcej różnych refleksji przychodzi mi na myśl. Ostatnio jest jakiś wysyp osób, które przychodzą po zgodę na bycie rodzicem chrzestnym.

Proszę ojca, potrzebuję takie zaświadczenie, że mogę być rodzicem chrzestnym.

A może pani? – dociekam.

Mogę. Już mam kilku chrześniaków, więc mogę.

 

Potem przechodzimy do pytań o stan cywilny. Tu zwykle idzie gładko. No chyba, że ktoś żyje w konkubinacie, to kończymy temat. Zwykle jednak schody zaczynają się później – przy pytaniu o praktykowanie wiary.

Jest pani wierząca?

Jestem – zwykle pada taka odpowiedź.

A praktykująca?

Raczej tak.

A jak ta praktyka wygląda w praktyce? – dopytuję. – Jest coniedzielna Msza św? Spowiedź święta raz w roku? A może rzadziej albo częściej? Systematycznie?

 

No i tu zwykle wychodzi szydło z worka. Msze św. regularne i spowiedzi częstsze niż na święta to raczej rzadkość. Kiedy więc tłumaczę, że osoba nie powinna takiego zaświadczenia otrzymać, bo jednak nie jest praktykująca, słyszę:

Ale przynajmniej powiedziałam prawdę, przynajmniej księdza nie oszukałam. Mogłam przecież skłamać.

No tak – odpowiadam. – Mogła pani skłamać, ale pani nie skłamała. Jest pani uczciwa. Brawo. Ale dlaczego pani chce, żebym ja był nieuczciwy? Przecież podpisując w takiej sytuacji swoim nazwiskiem to, że: osoba taka i taka ,,jest wierząca i praktykująca oraz że może być rodzicem chrzestnym” to ja popełniam nieuczciwość, bo podpisuję swoim nazwiskiem (pieczątką) kłamstwo. Jak to jest, że pani chce być uczciwa, a mnie zachęca do nieuczciwości?

– Hmmmmmm….

Dalszy ciąg takich rozmów wygląda bardzo różnie. Jedni przekonują, że jednak zasługują na to zaświadczenie. Inni obiecują poprawę. Tłumaczę im wtedy, że zaświadczenie dotyczy przeszłości, a nie przyszłości. Jeszcze inni powołują się na znajomość z poprzednimi proboszczami i na to, że babcia coś tam do naszego kościoła wiele lat temu ufundowała. Ale jedna z ostatnich takich historii skończyła się naprawdę pięknie. Gdy zadałem pytanie: – Jak to jest, że pani chce być uczciwa, a mnie zachęca do nieuczciwości? usłyszałem:

Ma ksiądz rację. Nigdy tak na to nie patrzyłam. Nie chcę kłamać, ani księdza do kłamstwa namawiać. Przepraszam. Ja po prostu nie mogę być matką chrzestną. Dziękuję, że mi to ksiądz uświadomił.

Dziękuję, że pani to zrozumiała. Po zgodę na bycie matką chrzestną zapraszam, jak się uda w życiu te Boże sprawy bardziej poukładać.

 

 

No i jak tu nie lubić kancelarii?