K jak konfesjonał, K jak kozetka (cz.II)


Nadal poruszamy się w temacie spowiedzi świętej. Dziś chciałbym dotknąć sprawy, której osobiście bardzo się w konfesjonale boję – i to zarówno, gdy jestem spowiadającym jak i spowiadanym. Chciałbym dotknąć tematu psychologizowania.

Zanim jednak o tym, chcę podkreślić rzecz oczywistą – penitent może w dowolnie wybrany przez siebie sposób zainicjować i poprowadzić swoją spowiedź. Ktoś może przystąpić do kratek konfesjonału i będzie chciał wyspowiadać się w sposób opisany we wcześniejszym tekście (zob. wpis z dnia 4 września ). Ktoś inny, czując nieobcą wielu potrzebę wygadania się, będzie próbował wejść w psychologizowanie.

Na czym to może polegać?

Są tacy penitenci, którzy na różne sposoby próbują zagłębiać spowiednika w okoliczności swoich grzechów. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że niektórzy robią to nie po to, by kapłan lepiej to wszystko zrozumiał, ale po to, by siebie usprawiedliwić a swoje grzechy choć trochę zakryć. Oto jak mogłaby wyglądać taka spowiedź:

,,Proszę księdza, ostatnio przeżywam taki trudny czas. Jestem przemęczony pracą. Poza tym nękają mnie straszne wątpliwości dotyczące wiary. Staram się o tym często rozmawiać i dzielić się swoimi problemami, żeby nie zostać z nimi samemu. Niestety, moja żona jakoś tego nie rozumie. A ja jestem bardzo wrażliwym człowiekiem. Mam nawet koleżankę w pracy, z którą często rozmawiamy na te tematy, dzielimy się swoimi problemami. Ona bardzo dobrze mnie rozumie. Ona też jest bardzo wrażliwa. Czasem zaprasza mnie do siebie i bardzo długo wieczorami rozmawiamy… ”

Nie łatwo przewidzieć, że tak rozpoczęta spowiedź może  zakończyć się bardzo różnie. Czasem takie ,,owijanie w bawełnę” kończy się krótkim stwierdzeniem: ,,współżyłem z koleżanką z pracy,” albo ,,zdradzam moją żonę.”

Tego typu długie wstępy i przedmowy wcale nie ułatwią sprawy. Często wprowadzają księdza w jeszcze większe wątpliwości i zakłopotanie, bo nie dostaje konkretnego grzechu od razu, tylko słuchając sam musi się domyślać, o co w tym w wszystkim chodzi. Ksiądz staje się wtedy nie tyle ojcem duchownym i przewodnikiem, ile bardziej detektywem i śledczym.

Długie przedmowy w wykonaniu niektórych (tzw. zagajenia) mają za cel uśpić czujność kapłana a przy okazji choć trochę zakryć nasze słabości i grzechy. Bardzo często mają pokazać daną osobę jako biedną ofiarę wszystkich tych okoliczności. A przecież nie o to w spowiedzi chodzi.

Uwaga !!! Nie twierdzę, że kontekst sytuacji jest nieważny. Jest bardzo ważny. Ale źle się dzieje, kiedy penitent próbuje wykorzystać go do ukrycia, przemycenia czy wręcz usprawiedliwienia swojego grzechu.

Jeśli chcemy, aby Sakrament Pojednania i Pokuty był rzeczywiście sakramentem uzdrowienia, na takie rzeczy w konfesjonale nie powinniśmy sobie pozwalać. W konfesjonale liczy się konkret – im lepiej powiemy spowiednikowi co zbroiliśmy, tym celniejsza będzie jego diagnoza i wskazówki dotyczące wychodzenia z naszej choroby.


One thought on “K jak konfesjonał, K jak kozetka (cz.II)

  • 6 września 2013 o 9:57 pm
    Permalink

    Prawie tak samo jak w codziennym życiu-nie zawsze ludzie mówią wprost o co chodzi; tylko po to aby znudzić słuchacza i tak od niechcenia powiedzieć o czymś „ważnym” tak niby przypadkiem.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.