Koperta – niespodzianka…

Kolęda to czas iście błogosławiony. Może trochę trudny, wymagający, bo po siedmiu godzinach siedzenia w szkole trzeba jeszcze odwiedzić klatkę lub dwie w jakimś wieżowcu na osiedlu.

Odwiedzić to mało. Trzeba jeszcze się uśmiechać, umieć zagadnąć, wysłuchać, pocieszyć. W każdym mieszkaniu spotyka się przecież innych ludzi. W każdym domu inne problemy, inne choroby, inne tematy. W jednym domu trzeba być jak mikrofon – pozwolić ludziom mówić, mówić, mówić. W innym domu samemu trzeba prowokować rozmowę, bo domownicy są – delikatnie mówiąc – mało wylewni.

Są mieszkania, gdzie chętnie bym nie wchodził, bo już od progu widać, że zionie chłodem. Gospodarz nie jest zadowolony z wizyty księdza, ale wpuszcza bo np. żona chciała. Atmosfera wtedy jest zwykle mało przyjemna. Są też takie mieszkania, z których najchętniej by się nie wychodziło. Wczoraj miałem taki dom: trzypokoleniowa rodzina, wspólna modlitwa, pokropienie mieszkania i … procesja z darami: babcia przyniosła herbatkę, mama tacę z szarlotką, syn położył na stole bombonierkę. Można było siedzieć i słuchać. Siedzieć, słuchać i jeść…

Oj, mamy szczęście do tych naszym Parafian. Nie to co mój kolega – wikary z mojej rodzinnej diecezji. Kilka dni temu w kopercie dostał … pociętą gazetę. Uśmiałem się jak mi to opowiadał. Może dlatego, że u nas kopert się nie zbiera. Aż się boję pomyśleć, co ja mógłbym znaleźć w kopercie. Może reklamę jakiegoś zakładu fryzjerskiego?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.