Lekarz z Lampedusy…

Lampedusa to skrawek skorupy ziemskiej, który oderwał się od Afryki i powędrował ku Europie tak, jakby chciał stworzyć symboliczny most między tymi dwoma kontynentami. No właśnie… symboliczny. Bo o ile po prawdziwym moście przechodzi się raczej bezpiecznie, o tyle Lampedusa jest dziś symbolem ludzkich tragedii i dramatów. Tylko nieliczni tak naprawdę wiedzą, ilu uciekinierów w drodze na Lampedusę m.in. z Nigerii straciło życie w poszukiwaniu bezpieczne przystani. Morze potrafi być bezwzględne, a ludzie bardzo okrutni.

Kiedy przewróciła się jedna z lodzi płynących na Lampedusę, blisko trzystu uciekinierów znalazło się w wodzie. Jeden z nieszczęśników, nie myśląc wiele, położył się na morskich falach. Do brzucha przywiązał sobie własne kilkumiesięczne dziecko. W jednej ręce trzymał dłoń przerażonej żony, w drugiej kilkuletniego płaczącego syna. Płynęli tak przez dłuższy czas, aż do chwili, gdy ów bohaterski mąż i ojciec uświadomił sobie, że dłużej już nie może. Wiele by dał, żeby dopłynąć do brzegu, ale brzegu wciąż nie było widać, a nogi, które były jedyną siłą napędową, zwyczajnie odmawiały posłuszeństwa.

Zaczęło się dramatyczne kalkulowanie. Zaczął się zastanawiać nad tym, kogo puścić. Odpięcie paska, którym przywiązany był noworodek albo poluzowanie którejś z dłoni oznaczało jedno – śmierć najbliższej mu osoby. Musiał jednak wybierać. Nie miał sumienia zrzucić do wody kilkumiesięcznego dziecka. Wiedział też, że dziecko będzie potrzebowało matki. Podjął więc dramatyczną decyzję. Puścił kilkulatka, który w mgnieniu oka został wciągnięty przez fale i zniknął w morskiej otchłani.

Stracił dziecko, ale zyskał rękę, która w płynięciu do brzegu okazała się niezwykle cenna. Płynęli tak jeszcze dosłownie kilka chwil, gdy w oddali zobaczyli zbliżający się im na ratunek kuter rybacki. Po kilkunastu minutach wszyscy byli już na pokładzie kutra. Wszyscy z wyjątkiem kilkuletniego chłopca. Gdyby wytrzymał jeszcze chociaż kilka minut synek byłby teraz z nimi. Rozpacz…

To tylko jedna z wielu historii, jakie w książce Lekarz z Lampedusy przywołuje dr Pietro Bartolo. To właśnie on – jako jedyny lekarz na wyspie – przyjmuje łodzie z uchodźcami. To on ich bada, wysyła do obozów dla uchodźców albo skierowuje do szpitali w Palermo. Chlebem powszednim dla doktora Bartolo jest też wypisywanie niezliczonej ilości aktów zgonu i pakowanie ciał w foliowe worki.

Książkę, która jednocześnie jest pięknym świadectwem walki o to, co w życiu najważniejsze, bardzo gorąco polecam…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.