Liczby, które bolą coraz bardziej…
Wybrałem się dziś do Koszalina. Jeszcze jakiś czas temu przez Internet śledziłem postępy prac konserwatorskich w koszalińskiej katedrze, a dzisiaj – po pół roku od jej ponownego otwarcia – mogłem przy katedralnym ołtarzu sprawować Eucharystię.
Katedra to szczególne miejsce w każdej diecezji. To głowa lokalnego Kościoła. A serce? Sercem diecezji (choć niektórzy mówią, że raczej oczkiem w głowie) jest seminarium.
– Ilu macie na ten rok? – na tak postawione pytanie muszę odpowiadać niemal za każdym razem, gdy spotykam księdza, który o pijarach ma raczej mgliste pojęcie. Dziś w koszalińskiej było tak samo:
– Ile pijarzy mają powołań? – zapytał przed wyjściem do ołtarza dostojny celebrans.
Na szczęście pijarzy mają powołania i tzw. niżu powołaniowego w naszej Prowincji za bardzo nie widać. Przynajmniej przez ostatnie lata. Niestety, nie można powiedzieć tego o diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej.
Diecezja licząca sobie ok. 912 tysięcy mieszkańców – z czego ok. 833 tysiące to katolicy – w tym roku może się cieszyć tylko… dwoma kandydatami do Seminarium. To prawda – dopiero odbyła się pierwsza rekrutacja, przed nami jeszcze druga, ale cudów raczej nie należy się spodziewać.
W sumie czterystu pięćdziesięciu księży, dwadzieścia cztery dekanaty, dwieście dwadzieścia jeden parafii – z czego aż dwieście to parafie diecezjalne – i na pierwszy rok w Seminarium tylko dwóch kandydatów.
Nie po to przywołuję te liczby, by pokazać, że księża w diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej nic nie robią. Bynajmniej… Wiem, że niektórzy (np. ks. Andrzej Zaniewski czy ks. Radek Siwiński) robią bardzo dużo. Odkrywam te liczby, żeby pokazać, że północne rejony naszego kraju powoli (a może właśnie nie powoli tylko bardzo szybko) stają się terenami misyjnymi.
Ogromny spadek liczby powołań widać jednak nie tylko na północy. Również południe – także najbardziej płodna w tym temacie diecezja tarnowska – odczuwa ogromny spadek powołań. W tej diecezji w roku 2018 zgłosiło się do Seminarium tylko 10 kandydatów. Rok wcześniej (2017) było ich 17, a w roku 2016 – 36. We wcześniejszych latach liczba ta nigdy nie spadała poniżej 50. Powołań było tak wiele, że kilka lat temu musieli znacznie rozbudować seminaryjny gmach.
Te liczby muszą zmusić do refleksji i modlitwy nas wszystkich: biskupów, duszpasterzy powołań, kapłanów posługujących na parafiach, katechetów, duszpasterzy i moderatorów wszelkiej maści, ale także ludzi świeckich. Dopóki wszyscy nie zrozumiemy, że każdy ochrzczony jest nie tylko misjonarzem ale także powołaniowcem, statystyki będą negatywnie zaskakiwały nas coraz bardziej.