Matki się nie opuszcza…

Ewangelia wg św. Mateusza 21,23-27.

Gdy Jezus przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: «Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?» Jezus im odpowiedział: «Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?» Oni zastanawiali się między sobą: «Jeśli powiemy: „z nieba”, to nam zarzuci: „Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?” A jeśli powiemy: „od ludzi”, boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka». Odpowiedzieli więc Jezusowi: «Nie wiemy». On również im odpowiedział: «Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię».

Można być w świątyni, ale nie być po stronie Jezusa. Więcej, można być w świątyni – a nawet świątynią (Ducha Świętego) – ale być wyraźnie przeciwko Jezusowi. Taki właśnie układ mamy dziś w Ewangelii. Ale nie jest to wcale odosobniony przypadek. Dokładnie takie same konfiguracje możemy dostrzec w naszych kościołach także dzisiaj.

Być w kościele, uczestniczyć w Eucharystii, przyjmować Komunię św., ale w swoim myśleniu być daleko od Boga, być bezbożnym – to dość często spotykany dziś sposób przeżywania wiary. Napisałem ,,bezbożnym”, bo jak inaczej nazwać tych, którzy jeszcze do kościół chodzą, ale Ewangelii Jezusa już nie przyjmują? Ja nazywam ich kościółkowymi statystami – przyjdzie, postoi, posłucha, ale nic więcej.

Wiążę z pandemią i z tymi haniebnymi skandalami z udziałem duchownych duże nadzieje. Jedno i drugie wypędziło nam z kościołów rzesze wiernych. Ale mocno wierzę, że zostali ci najlepsi (mam tu na myśli także tych, którzy bojąc się pandemii nie chodzą do kościoła i korzystają z dyspens). Ci najbardziej świadomi swojej wiary i ci, którym bez względu na wszystko zależy na osobistej relacji z Jezusem. Mocno wierzę, że jak już człowiek pozna Jezusa i wejdzie z Nim w naprawdę zażyłą relację, to nawet grzeszne życie księdza czy biskupa od Jezusa go nie oderwie.

To, że ktoś chodzi do kościoła wcale nie znaczy, że jest wierzący. Tak samo jak to, że ktoś chodzi do garażu nie oznacza, że jest mercedesem. Kościół jest nam potrzebny, bo jest przestrzenią sacrum, w której człowiek nabiera dystansu i życiowej równowagi. Ale nie sama przestrzeń sacrum jest najważniejsza. Najważniejsze jest to, Kogo my w tej przestrzeni odnajdujemy.

Jeśli nic mnie z Jezusem nie łączy, to najpewniej także nic nie będzie mnie łączyło z kościołem jako budynkiem i z Kościołem jako instytucją. Ale jeśli nawiąże z Jezusem tę zażyłą osobistą relację, to nawet jeśli zobaczę w Kościele jakieś konkretne zło, nie odejdę. Bo będę pamiętał, że Kościół to mój dom. Kościół to moja Matka, a matki nie opuszcza się, gdy jest chora i gdy nas potrzebuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.