Daj moc, daj siłę, daj odwagę…
Dałem się życiu dziś kilka razy zaskoczyć. A każde z tych zaskoczeń dało mi do myślenia. Oto tylko dwa z nich.
Idę sobie przed piętnastą jedną z ulic Nowej Huty. Cel: kościół ojców cystersów na Szklanych Domach. Mijają mnie przechodnie i przejeżdżające obok samochody. Prawie nie zwracam na nie uwagi. Nagle jedno z aut zatrzymuje się kilkanaście metrów ode mnie. Wysiada z samochodu młody chłopak, przebiega przez przejście dla pieszych i biegnie w moją stronę.
– Przepraszam, przepraszam, czy to ojciec występował dziś w Internecie?
– W Internecie? Nie, nie występowałem w Internecie – odpowiedziałem.
– Na pewno? Niech ojciec powie prawdę – nalegał chłopak. – Czy ojciec nazywa się Kocańda?
– Nie – chyba zauważył moje zdziwienie – nie nazywam się Bogdan Kocańda – odpowiedziałem. Chłopak – najwyraźniej lekko zawiedziony – przeprosił, pochwalił Pana Jezusa i poszedł w stronę auta.
A ja w wtedy wszystko zrozumiałem. Bogdan Kocańda to franciszkanin z Rychwałdu, który właśnie na Nowej Hucie – w kościele u cystersów, do którego szedłem – głosił dziś konferencje w ramach tzw. Strumieni Miłosierdzia. Chłopak musiał oglądać transmisję w Internecie.
Jakby się tak uprzeć, to rzeczywiście między o. Bogdanem a mną można znaleźć troszeczkę podobieństwa: mało włosów, broda, okulary… Ale żeby aż tak bardzo, to chyba nie…
A potem jeszcze drugi przypadek. I dokładnie taki sam motyw. Przed Mszą św. o 18.oo (spowiadałem wtedy i nie odprawiałem Eucharystii) ktoś od zewnątrz otworzył nagle drzwi mojego konfesjonału. Kościelny. Popatrzył na mnie, uśmiechnął się i usprawiedliwiająco dodał: ,,Szukam ojca Bogdana. Aaaale ojciec jest do niego podobny”
Ha, ha, takie dwa żarciki Pana Boga, który jak zawsze posługuje się ludźmi, żeby poprawić nam humor.
Bogu dzięki za kolejne Strumienie Miłosierdzia. Bogu dzięki za tych, którzy głosili i za tych, którzy słuchali. I za te spowiedzi, których dziś przez ponad trzy godziny słuchałem. Piękne spowiedzi…
I tylko trzeba się teraz modlić, żeby po wyjściu z tego kościoła, ci którzy tam byli, rzeczywiście mieli odwagę przyznawać się do Jezusa w codzienności. Bo łatwo jest śpiewać, że Jezus jest Królem i wyciągać ręce wówczas, kiedy robią tak wszyscy. O wiele trudniej jest wyznawać wiarę w Jezusa wtedy, gdy wydaje się nam, że jesteśmy posłani jak owce między wilki.
O siłę i odwagę w wyznawaniu naszej wiary – Ciebie prosimy…
Ajże jakie wilki?! Dlaczego ma nam się wydawać, że „jesteśmy posłani jak owce między wilki”? Chciałam sie podzielić moja refleksją. Uważam, że dostrzeganie w każdej osobie Pana Jezusa, widzenie dobra w świecie przynosi naprawdę wspaniałe rezultaty – dla wszystkich.