Nadać wartość każdej łezce…

Ewangelia wg św. Jana 15,26-27.16,1-4a.

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy przyjdzie Paraklet, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On zaświadczy o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku. To wam powiedziałem, abyście się nie załamali w wierze. Wyłączą was z synagogi. Owszem, nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu. Będą tak czynić, bo nie poznali ani Ojca, ani Mnie. Ale powiedziałem wam o tych rzeczach, abyście, gdy nadejdzie ich godzina, pamiętali o nich, że Ja wam to powiedziałem”.

Wczoraj w czasie Liturgii Słowa słyszeliśmy pełną nadziei i radości Ewangelię. Jezus mówił o tym, że chce, abyśmy wiedzieli, że On nas umiłował, że daje nam pełnię radości, że nazywa nas przyjaciółmi, że możemy Go prosić o wszystko i że to otrzymamy. Tak było wczoraj. A dzisiaj?

Dzisiejsza Ewangelia diametralnie różni się od wczorajszego fragmentu. Dziś Jezus mówi uczniom o tym, że – o zgrozo!!! – nie zawsze będzie kolorowo. Przepowiada, że może przyjść pokusa załamania się w wierze, że przyjdzie odrzucenie. A nawet śmierć. Jak te dwa fragmenty – wczorajszy i dzisiejszy – połączyć? Jaki wniosek wysnuć?

Nie inny niż ten, że kto chce chodzić za Jezusem, musi przygotować się na doświadczenia. Droga z Jezusem czasem będzie piękna i prosta, ale niejednokrotnie będzie też okupiona cierpieniem i bólem. To dlatego tak wielu ludzi nie chce już za Jezusem chodzić. Nie chcą, bo boją się cierpienia, boją się bólu.

Ale zaraz… Czy chodzenie bez Jezusa może zapewnić nam życie bez cierpienia i bez bólu? Czy chodzenie bez Jezusa daje nam gwarancję tego, że nie napotkamy w swoim życiu trudności? Oczywiście, że nie.

W życiu każdego człowieka jest dobro i zło, jest radość i smutek, jest uśmiech i łzy. Każdy tak ma. Ci, którzy nie chodzą już za Jezusem także. Dlaczego jednak – mimo wszystko – warto trwać przy Jezusie? Dlaczego tak ważne jest to, byśmy nie chodzili sami? Z jednego powodu: Jezus nadaje sens temu wszystkiemu, co przeżywamy.

Nasze cierpienia, nasze bóle i łzy mogą mieć sens, jeśli człowiek będzie przeżywał je z zjednoczeniu z Jezusem. To wszystko może mieć sens. Możemy to wszystko Jezusowi ofiarować i przez to ulżyć sobie w naszej niedoli. Jeśli człowiek cierpi, ale w tym cierpieniu nie łączy się z cierpiącym Jezusem, to wtedy bardzo szybko przychodzi poczucie braku sensu. Po co mam cierpień, skoro nie widzę sensu, nie widzę wartości mojego cierpienia? To właśnie wtedy, kiedy przychodzą takie pytania, pytania po ludzku bez odpowiedzi – przyjść może także pokusa skrócenia tego cierpienia. Wielu przeżywa taką pokusę i dlatego coraz częściej zatrważają nas statystyki mówiące o samobójstwach i eutanazjach.

Kiedy człowiek przestaje widzieć sens, wtedy podejmuje najbardziej irracjonalne decyzje. Trzymać się Jezusa – to jedyna rada. Może – tak sobie głośno myślę – w tych naszych życiowych kryzysach trzeba częściej sięgać po wczorajszą Ewangelię. Czytać i medytować. Napełniać swoje skołatane serce świadomością, że Jezus jest obok, że kocha, że troszczy się, że pociesza, że nadaje sens i wartość każdemu naszemu cierpieniu. Każdej łezce. Trzeba tylko w to wierzyć, a życie naprawdę stanie się łatwiejsze.

 

Foto za deon.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.