Najpierw szanujmy się sami…
Religia w szkołach się nie sprawdziła – oznajmił w TVN-ie nowy prezydent Warszawy. W Słupsku większość dyrektorów szkół chce zmniejszenia godzin lekcji religii. Aby tak się stało, potrzebna jest decyzja ordynariusza biskupa Dajczaka, która jeszcze nie zapadła.
To tylko dwa przykłady tego, że temat katechezy w szkołach od jakiegoś czasu wraca jak bumerang. I niestety wracać będzie. Bo tu chodzi przede wszystkim o pieniądze. O pieniądze, ale nie tylko o nie. Chodzi też o pewien poziom katechezy, który – ciężko to pisać zakonnikowi ślubującemu troskę o wychowanie dzieci i młodzieży – w wielu przypadkach jest żenująco niski. I to nie przez nowego prezydenta stolicy ani nie przez dyrektorów szkół, ale właśnie przez… katechetów.
Pewien ksiądz pytał mnie niedawno, co bym zrobił, gdyby z powodu niskiego poziomu katechezy rodzic pytał mnie o zgodę na wypisanie dziecka z religii.
– Porozmawiałbym z katechetę. A jeśli to nie dałoby efektu, zawiadomiłbym Kurię – odpowiedziałem. W końcu każdy katecheta bierze za swoją pracę pieniądze. Jeśli nie spełnia swoich obowiązków to zwyczajnie okrada nasze państwo.
Obok zamieszczam znaleziony w Internecie przykład sprawdzianu z trzeciej klasy LO. Mam nadzieję, że to, co tam widać to tylko face news. Że to tylko jakaś głupia prowokacja, mająca w złym świetle postawić nauczanie religii. Z drugiej jednak strony wiem, że nie brakuje takich katechetów, którzy na lekcjach robią wszystko, tylko nie to, co powinni.
Tak sobie myślę: jeśli w szkole mojego dziecka katecheta w taki sposób podchodziłby do katechizowania, byłbym pierwszym rodzicem, który wypisałby dziecko z lekcji religii.
Bo jak się księża czy katecheci świeccy sami nie szanują, to dlaczego inni mają ich szanować? A autorowi powyższego sprawdzianu – jeśli to autentyk – należy się co najmniej rozmowa dyscyplinująca.