Najtrudniejszy pierwszy krok…

Troszkę się zaniedbałem z tym blogiem, ale początek roku szkolnego i katechetycznego generuje wiele nowych obowiązków i nie zawsze jest czas na to, by usiąść przed komputerem. Kilka osób pytało mnie ostatnio o to, co się u mnie po wakacjach zmieniło. Odpowiadam: zmieniło się niewiele…

Nadal jestem we wspólnocie na Wieczystej, nadal angażuję się w życie parafii, nadal prowadzę Liturgiczną Służbę Ołtarza (ok. 80 chłopaków, więc jest co robić), nadal prowadzę grupy młodzieży do bierzmowania, nadal uczę w moim liceum (w tym roku jestem jedynym katechetą na całą szkołę) plus – w tym roku nowość – religia w klasie VIII SP.

Do tego trzeba doliczyć Rady Pedagogiczne w obu szkołach, pierwsze spotkania z rodzicami, kierownictwo duchowe i czas spędzony – także poza dyżurem – w konfesjonale. Do tego oczywiście troska o życie we wspólnocie (wspólne spotkania organizacyjne i rekreacje, planowanie), kilka godzin dziennie spędzonych na modlitwie, spotkania ze znajomymi, czas na książki, pisanie konspektów na katechezę, itp. Mniej więcej tak wyglądały dwa pierwsze tygodnie września.

Anna Jantar śpiewała, że ,,najtrudniejszy pierwszy krok.” I chyba coś w tym jest. Ale na szczęście jest też w tym wszystkim mnóstwo Bożej łaski i ludzkiej życzliwości. Jest też – na szczęście – trochę zwykłej ludzkiej satysfakcji i to nieustępujące na krok przeświadczenie, że są jeszcze wokół ludzie, którzy księdza zwyczajnie potrzebują. Poczucie odpowiedzialności za siebie i za nich działa jak RedBull – po prostu dodaje skrzydeł. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.