Największe szczęście człowieka…
Ksiądz Dariusz Oko w swojej książce pt. ,,Moje życie” zwraca uwagę czytelnika między innymi na jedną bardzo ważną prawdę. Opowiadając o swojej rodzinie (tak na marginesie: ks. Dariusz pochodzi z naszej pijarskiej parafii w Krakowie na Rakowicach) pisze: ,,Największym szczęściem człowieka jest urodzić się w porządnej, kochającej się rodzinie, być otoczonym troską i miłością.”
Nie da się ukryć, że w zdaniu tym kryje się ogromna prawda. Każdy dzień pokazuje, jak ważne są w życiu człowieka te wartości, które wynosi on z rodzinnego domu. Widzę to dobrze na swoim własnym przykładzie, ale chyba jeszcze bardziej na przykładzie dzieci, które katechizuję.
Wychodzi to na jaw w bardzo wielu momentach naszych spotkań. Kiedyś, jeszcze przed Pierwszą Komunią św., tłumaczyłem dzieciom, że jeśli nie idą w niedzielę do kościoła na Mszę św., to większy od nich samych grzech zaniedbania mają ich rodzice. Teraz coraz częściej te same dzieci wyczulam na to, że z każdym dniem stają się coraz bardziej odpowiedzialne za siebie samych. Tylko jak to wytłumaczyć, gdy dziecko z sobie właściwą szczerością wyzna:
– A moi rodzice nie chodzą?
Jedno jest pewne. Odpowiedzialność, jaką rodzice wzięli na siebie w chwili chrztu św. ciągle na tych rodzicach spoczywa. Nawet, jeśli ich pociechy zaczynają już powoli dorastać i brać swoje życie w swoje własne ręce.
O dzieci, które – mówiąc językiem księdza Oko – miały szczęście urodzić się w porządnych, kochających się rodzinach, jestem spokojny. Najbardziej martwię się o te dzieci, które w domu nigdy nie miały dobrego przykładu. W takich przypadkach słowo i modlitwa katechety to chyba jednak trochę za mało. Tylko co można więcej? Jak przekonać rodziców, że w niedzielę priorytetem powinno być dla nich spotkanie z Jezusem w Eucharystii a nie grill na działce u babci Kasi?