Nie jest aż tak źle…

W ostatnim czasie wyjątkowo często spotykam się z pytaniami dotyczącymi Kościoła. Tak było w kilku mieszkaniach, gdy w pierwszy piątek października odwiedzałem chorych, tak było ostatnio kilka razy w kancelarii, tak było w jednym czy drugim mailu. Ludzie pytają o Kościół.

I można by się ucieszyć, że pytają. Jakby nie patrzeć, jest to dowód na to, że Kościół nie jest im obojętny, że interesują się życiem Kościoła. I rzeczywiście tak jest, ale…

Bardzo często w tych pytaniach kryje się… niedowierzanie:

Jak papież mógł zrobić Fernandeza szefem tak ważnej w Kościele Dykasterii? Jak Watykan może nie reagować na te bezbożności, które postuluje Kościół w Niemczech? Jak Kościół może sprzeniewierzać się własnej tradycji i otwierać drogę do Komunii dla rozwiedzionych albo jasno nie sprzeciwiać się błogosławieniu par homoseksualnych? Jak? Jak? Jak?

Pytań jest naprawdę wiele. Trudno nie odnieść wrażenia, że wielu ludzi Kościoła (niektórzy mówią, że nawet sam papież) spycha na bok Jezusową Ewangelię, a zamiast tego postuluje polubowne układanie się z oczekiwaniami ludzi, którzy często z Kościołem nie mają wiele wspólnego.

Rozwodnicy, chcecie Komunii św.? Proszę bardzo. Msza św. na ołtarzu z tęczową flagą zamiast obrusa – żaden problem. Błogosławieństwo dla żyjących w cudzołóstwie? Jak najbardziej. W końcu wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi.

To nie jest śpiewka przyszłości albo marzenie ściętych głów – do dzieje się naprawdę. I to bardzo blisko nas – w Niemczech.

Nigdy nie przywiązywałem wielkiej wagi do logo różnych świeckich czy kościelnych wydarzeń. Jednak na logo trwającego obecnie w Kościele synodu zwrócił moją uwagę Krystian Kratiuk w swojej książce pt. Wielka zdrada. Pisze tam: Przyjrzyjmy się wizerunkowi pielgrzymującego tam (w logo) synodalnie ludu Bożego. Otóż biskup – pasterz – idzie w tłumie, podąża za ludźmi prowadzonymi przez dzieci. To logo doskonale oddaje założenia synodu o synodalności – otóż biskupi nie mają już dłużej prowadzić Kościoła, nie mają już strzec wiary i jej nauczać, ale mają podróżować wspólnie z wiernymi i zmieniać się w ,,Kościół słuchający”.

W dalszej części rozważania Kratiuk tłumaczy, że dotychczas Kościołem słuchającym eklezjologia nazywała ludzi wiernych, biskupi zaś byli… Kościołem nauczającym. Dziś wszystko to staje na głowie, pasterze próbują sprostać oczekiwaniom owieczek i zgadzają się, by te szły tam, gdzie chcą – nawet w przepaść. O zgrozo!!!

Można by uznać, że red. Kratiuk trochę przesadza. Nie jest przecież aż tak źle. Może i nie jest AŻ TAK ŹLE, ale od jakiegoś czasu naprawdę jesteśmy w Kościele zaskakiwani różnymi dziwnymi trendami. Gołym okiem widać w wielu kwestiach rozmienianie na drobne nauki Kościoła. Im więcej tego przykładów, tym większa potrzeba modlitwy.

Nie podejrzewam ludzi Kościoła o złe intencje – na pewno chcą dobrze. Ale trzeba się modlić, żeby przede wszystkim chcieli tego, czego chce dla Kościoła Duch Święty. A z tym – jak widać – bywa różnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.