Nie na wszystkie pytania trzeba znać odpowiedź…

Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię». Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi».
I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.

Wiele różnic można odnaleźć między tymi, których Jezus powoływał kiedyś a tymi, których powołuje dzisiaj. Tamci na przykład nie stawiali pytań – dzisiejsi powołani robią to czasem do przesady: Co będzie jak sobie nie poradzę? Skąd mam mieć pewność, że to jest to? Jak zareagują bliscy? Co powiedzą koledzy? Co się stanie z rodzicami? Pytań można tutaj mnożyć wiele, ale trzeba pamiętać o jednym: przesadne zastanawianie się nad tym wszystkim często sprawia, że młody człowiek traci cenny czas, a co za tym idzie, cenne łaski. I to traci je bezpowrotnie.

Oczywiście, powołanie trzeba rozeznać jak najlepiej. Ale prawda jest taka, że najlepiej i najpełniej rozeznaje się je będąc już we wspólnocie. Nie wtedy, kiedy patrzy się na wspólnotę z boku, kiedy żyje się swoim życiem, sympatyzując tylko z takim czy innym seminarium czy klasztorem. Powołanie najlepiej rozeznaje się wtedy, kiedy przez dwadzieścia cztery godziny na dobę człowiek spotyka się z tymi samymi osobami, żyje tymi samymi sprawami, przemierza te same korytarze, wspólnie poznanie i realizuje charyzmat. Wszędzie razem – na refektarzu (zakonna jadalnia), w kaplicy, na wykładach, przy pracy, na boisku, itp. Właśnie wtedy, kiedy młodzi ludzie są na siebie zdani przez cały czas i kiedy zdani są na Pana Boga i doświadczają Go w konkretnej wspólnocie, można mówić o najpełniejszej formie rozeznawania powołania. To właśnie dlatego nie wyświęca się młodego człowieka po roku czy dwóch latach spędzonych w takiej czy innej wspólnocie. Potrzeba wielu lat, często bardzo wielu, by zadecydować.

Trudno jest rozeznać powołanie do kapłaństwa czy do życia zakonnego nie czując jakiejś wewnętrznej więzi z konkretną wspólnotą. Choćby nawet parafialną. Zresztą, nie od dziś wiadomo, że pokochać można tylko to, co się dobrze zna. To dlatego te wszystkie akcje powołaniowe, ulotki i plakaty promujące zgromadzenia, zakony i seminaria diecezjalne. W tym wszystkim chodzi o poznanie. A nie ma lepszego sposobu na poznanie kogoś lub czegoś, jak zbliżenie się do tego, wsiąknięcie w to. Nawet biorąc udział w kilkudniowych rekolekcjach w klasztorze czy seminarium młody człowiek nie zobaczy całej prawdy. Wtedy zwykle zakonnicy czy seminarzyści zakładają niewidzialne maski. Grają. Wszyscy we wspólnocie są dla siebie mili, domownicy nie mówią o rzeczach trudnych, przemilcza się kwestie problematyczne. Wspólnota próbuje się pokazać od jak najlepszej strony, próbuje zrobić dobre wrażenie. I jest to bardzo zrozumiałe. Tyle tylko, że życie jest o wiele bogatsze. I żeby poznać je od podszewki trzeba się w tę wspólnotę włączyć. Trzeba być kimś, kto tę wspólnotę będzie współtworzył.

Apostołowie nie pytają o nic. Idą za Jezusem. Gdyby wtedy nie poszli, Jezus po raz drugi może nigdy nie przechodziłby już w tamtym miejscu. To była ich jedna jedyna szansa, z której zresztą skorzystali. Dziś są świętymi. Wygrali na tym, że nie szukali odpowiedzi na rodzące się w ich sercach pytania. Te pytania na pewno się rodziły. Ale od odpowiedzi na te pytanie ważniejsze było zaufanie Jezusowi.

Jeśli więc czytasz teraz te słowa i zastanawiasz się nad tym, czy przypadkiem Jezus Cię nie powołuje, to proszę Cię o jedno – nie szukaj odpowiedzi na wszystkie nurtujące Cię w tym momencie pytania. My jesteśmy ekspertami od stawiania pytań i szukania problemów tam, gdzie często ich nie ma. Im dłużej będziesz o tym wszystkim myśleć, tym więcej pytań będzie się rodziło. I może być tak, że w konsekwencji ani wszystkich odpowiedzi nie poznasz, ani powołania nie podejmiesz.

Chcę Ci powiedzieć jedno tylko słowo: Odwagi. Jeśli Jezus kogoś wybiera (im dłużej myśl o kapłaństwie czy życiu zakonnym chodzi po głowie, tym większe prawdopodobieństwo, że Jezus rzeczywiście powołuje), to zawsze daje człowiekowi to, czego ten będzie na danej drodze potrzebował. Jeśli kogoś zaprasza i powołuje, to nigdy później nie zostawia na przysłowiowym lodzie. Warto o tym pamiętać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.