Nie przepraszajcie nas za to, że nas potrzebujecie…
Wczoraj zacząłem słuchać na fb nagrań Michała, ale po kilku minutach jakoś mdło mi się zrobiło i wyłączyłem. Nie ma to jak popełnić życiowy błąd, dorobić do niego płytką teologię, a na koniec jeszcze wmawiać sobie i innym, że ,,Jezus tak chciał.”
Dziś jednak nie o Misiaku chcę pisać, choć w kontekście tego, co zrobił. Dość uważnie przeczytałem ostatnie komentarze na jego profilu. Większość to komentarze pełne bólu, smutku, niedowierzania i niezrozumienia. Ani trochę nie dziwię się, że ludzie tego nie rozumieją. Do mnie też nie dociera to, co się stało. Mam wrażenie, że to tylko jakiś głupi żart i że za chwilę wszystko znów będzie jak dawniej.
Na jeden komentarz szczególnie zwróciłem uwagę. Ktoś po obejrzeniu nagrania napisał: ,,Nie wiedziałam… Przepraszam, że zamęczałam swoimi problemami.”
Przeczytałem to i jakoś dziwnie mi się na sercu zrobiło.
Zaraz, zaraz…
Czy ksiądz nie jest po to właśnie, żeby ludzie mieli do kogo przyjść ze swoimi problemami? Czy nie po to – jak mawiał Jan Paweł II – ksiądz jest samotny, żeby inni ludzie samotni nie byli?
Nigdy nie wolno bać się przychodzić do kapłana ze swoimi trudnościami. Nigdy nie wolno z obawy przed tym, że ksiądz sam przeżywa coś trudnego, bać się poprosić go o wysłuchanie, o radę, o dobre słowo, o spowiedź czy błogosławieństwo. Ksiądz po to właśnie jest. To jest jego zadanie i jego misja, która wypływa z jego powołania.
Nie przepraszajcie nas za to, że nas potrzebujecie…
Nie jest winą ludzi to, że ksiądz odchodzi. To przecież zawsze przede wszystkim jego własna decyzja. Jeśli świeccy bardzo chcą się o coś w takich sytuacjach obwiniać, to może tylko o to, że księdza zbyt często traktowali jak kościelnego funkcjonariusza i urzędnika, a tak rzadko jak zwykłego człowieka. Jak kogoś, kto ma swoje zainteresowania i pasje. Jak kogoś, kto czasem zdejmuje sutannę i ma ochotę iść w góry albo na kręgle. Ma ochotę, ale może nie ma z kim.
Osobiście bardzo cenię sobie te momenty, kiedy po duchowej rozmowie z kimś, kogo już jakiś czas prowadzę, słyszę pytanie: A co dobrego u ojca?
I nawet, jeśli nie mogę lub nie chcę ujawnić przed daną osobę tego, co mi w duszy gra, świadomość, że ktoś o to zapytał bardzo mnie cieszy. Bo dostrzegam to, że ten ktoś pod pijarskim habitem widzi normalnego człowieka, który też ma swoje radości i smutki. Który też czasem potrzebuje z kimś zwyczajnie pogadać.
Niekoniecznie nawet o Panu Bogu…
Dziękuję z serca za ten wpis…
A jeśli rzeczywiście ,,Jezus tak chciał” ?
A jeśli rzeczywiście ,,Jezus tak chciał” ?
Te wywody p. Misiaka (nie wiem czy mogę nazywać go osobą duchowną) są po prostu słodkim wywodem.
Pan Bóg nie robi jakichś eksperymentów psychologiczno-powołaniowych na ludziach. No ludzie, ręce opadają….
Albo się jest księdzem, albo nie. Albo kocha się Boga, albo nie.
Nie można używać kabla, by włożyć do wtyczki mając ręce mokre… Są tego konsekwencje…
Przykre to jest.
Dzięki Ojcze za ten wpis.
Z jak wielkim niepokojem czyta się osoby, które wiedzą co robi Bóg.
Dziękuję.
Miło przeczytać ten tekst szczegolnie jesli doswiadczylo się czegoś odwrotnego w Kościele bedac w trudnej sytuacji szukając porady ja osobiście usłyszałam wielokrotnie ze KS nie ma czasu lub że nie chce rozmawiać (choc nie wiem czy jakas krzywa jestem)oraz ze nie powinnam oczekiwac ze ks. udzieli mi porady duchownej bo ksieza na parafii sa bardzo zajęci.
Dziękuję za te słowa. Myślę, że za dużo wszyscy liczyli na ks. Michała, na jego pomoc, a za mało z siebie dawali w relacjach z nim. Tak jak ks. napisał, jesteście kapłanami z powołania i wyboru, ale też ludźmi mającymi swoje problemy, którzy pozostawieni sami mogą jak my świeccy pobłądzić.
Dokładnie. Miałam podobnie Ania, która się tu wypowiedziała. Jako nastolatka i potem studentka byłam osobą, która starała się rozwijać swoją duchowość i życie zgodnie z wolą Bożą. Aktywnie uczestniczyłam w życiu Kościoła, brałam udział w różnego rodzaju rekolekcjach, szukałam miejsca w różnych wspólnotach. Nieraz szukałam rozmowy z kapłanem, mając wiele różnych problemów, nie tylko duchowych. Co prawda nie szukałam w parafiach, ale na zjazdach typu Lednica, rekolekcjach, we wspólnotach, a także w Internecie. Najczęściej księża:
1) udzielali odpowiedzi gdzie mocno się wyczuwało, że chcieli mnie zbyć
2) towarzyszyli mi tylko na początku, potem się odsuwali i ucinali kontakt, co odbierałam jako znudzenie moimi problemami
3) twierdzili, że nie mają obecnie czasu na rozmowę lub polecali szukać odpowiedzi w Piśmie Świętym, po czym szli do grupki młodzieży i razem się śmiali, wygłupiali (w tamtym czasie modliłam się dużo i czytałam Pismo Święte, ale potrzebowałam rozmowy z kapłanem, wyjaśnień, wsparcia)
4) nie skupiali się na tym co mam do powiedzenia, tylko opowiadali bardzo ogólne i banalne historie (moja duchowość była już na wyższym etapie)
5) zdarzało się nawet, że w czasie rozmowy skupiali się na sobie i swoich problemach lub rozładowywali napięcie poprzez sypaniem żartami (potrzebowałam poważnych rozmów, jakbym chciała pożartować to bym poszła do rówieśników)
Potrzebowałam jedynie kogoś, kto naprawdę wysłucha ze zrozumieniem i porozmawia ze mną, traktując mnie poważnie. Jedyną taką osobą, którą dane mi było poznać, był kleryk, który po pewnym czasie wystąpił z seminarium.
Nie mam żalu do nikogo. To, gdzie teraz jestem w mojej duchowości (jestem wierząca, ale całkowicie zawaliłam relację z Bogiem i nie umiem wrócić) to konsekwencje moich decyzji i przekonań, które na przestrzeni lat się kształtowały. Czasami jednak myślę, że gdybym znalazła choć jedną osobę, która byłaby mi w stanie towarzyszyć jako kierownik duchowy i przyjaciel, to może moje wybory i przekonania byłyby dziś inne. Przecież była taka szansa, prawda?
Rozmawiając ze znajomymi z perspektywy czasu zgadzamy się co do tego, że wśród księży jest za dużo gwiazdorów i dusz towarzystwa, a za mało trwających przy poszczególnych osobach przyjaciół. Za dużo osób, które chcą się otaczać wesołymi ludźmi i lgną do tłumów, a za mało którzy zauważają ludzi pogubionych i sami inicjują z nimi kontakt. Czułam się niezauważana i samotna. Tacy ludzie jak ja wtedy przepraszają, że zawracają głowę swoimi problemami, jeśli dostają wiadomość zwrotną, że słuchanie o tym jest zbyt niekomfortowe.
Paulino,mam wrażenie,że oczekiwalaś zbyt wiele. Człowiek,ze swoją samotnością,musi przede wszystkim reflektować nad swoim życiem,prowadzić dialog z sobą. Jeżeli ty szukałaś w księdzu osobistego przyjaciela,nie dziwię się że po prostu pryskali. Nikt nie chce być „zjadany” a byc może wyczuwali oni głębokie braki emocjonalne z twojej strony. Być może przenosisz ja nich swój emocjonalny brak ojca?
Mądrze napisane, ale jedno pytanie. Czemu ksiądz nie wysłuchał Musiała do końca?
A któż to jest Musiał?