Niektórzy na cuda muszą długo czekać…

Ewangelia wg św. Marka 7,24-30.

Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu. Zaraz bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, padła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka z pochodzenia, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki. I powiedział do niej Jezus: «Pozwól wpierw nasycić się dzieciom, bo niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom». Ona Mu odparła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jedzą okruszyny po dzieciach». On jej rzekł: «Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę». Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.

Jakże ten krótki fragment Ewangelii wydawać się może odległy tym, którzy walczą z nieczystością. Historię wspomnianej poganki i jej córki można odczytać w nieco ponad pół minuty. Tylko tyle czasu potrzeba na lekturę dzisiejszej Ewangelii. A ile czasu potrzeba, by uporać się z nieczystością w realu? Nieraz potrzeba na to całego życia, a i to jest często jeszcze za mało.

Jezus dokonuje cudu sprowokowany jednym tylko – jakże mądrym – zdaniem matki opętanej dziewczyny: Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jedzą okruszyny po dzieciach. To wystarczyło, by dziewczynka została uwolniona. Ile słów/zdań musi wypowiedzieć człowiek zniewolony nieczystością, by także w jego życiu dokonał się cud uzdrowienia?

Na to pytanie doskonale znają odpowiedź spowiednicy, którzy co i rusz wysłuchują opowiadań o tym, jak ludzie walczą z pokusami, jak się zmagają, jak się starają i – używając słów św. Pawła – niejednokrotnie opierają się do przelewu krwi. Dlaczego więc jedni zostają uwolnieni od nieczystości tak od razu, a inni muszą nosić to brzemię przez całe swoje życie? Skąd taka niesprawiedliwość? To kolejne z moich pytań, które kiedyś – mam nadzieję – postawię Jezusowi po tamtej stronie życia.

Na razie próbuję zgłębiać tę prawdę sam, by móc dawać nadzieję tym, którzy sobie nie radzą. I przyznam, że jakąś nadzieją napawają mnie słowa św. Pawła: Cóż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? – pyta w Liście do Rzymian. I od razu dopowiada: Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?

Mocno wierzę i o tej mojej wierze mówię często penitentom, że nagość ani to wszystko, co się z nią wiąże (wszelkie grzechy związane z nieczystością i bezwstydem) nie są w stanie odłączyć nas od Jezusa, jeśli wcześniej sami nie wyautujemy Go z naszego życia. I to nie na chwilę, ale na zawsze.

Jeden czy drugi upadek w grzech nieczystości nie jest dramatem. Jest szansą i okazją do lepszego życia. Dramat zaczyna się wtedy, kiedy po którymś upadku człowiek nie ma już ochoty powstawać. Wtedy zaczynają się schody. Wtedy nagość i nieczystość stają się czymś, co nie tylko od miłości Chrystusa nas oddziela, ale także tym, co tę Jezusową miłość do nas zwyczajnie depcze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.