Nikt z nas nie jest samotną wyspą…
Lipiec 2010. Barcelona. Budynek szkoły księży salezjanów. Przez wakacje miejsce to mniej przypominało szkołę, więcej hotel dla wielu przybywających tam turystów. Między innymi dla mnie i czterech moich współbraci z Polski.
widok na Barcelonę
Po całych dniach spędzonych na zwiedzaniu Barcelony, wracaliśmy do salezjanów spragnieni ciszy i odpoczynku. Było z tym bardzo różnie, bo przy tak wielkiej ilości przepływających tam ludzi trudno, aby było inaczej. Jednak czara goryczy przelać się miała dopiero później.
Środek lata i żar lejący się z nieba sprawiały, że w naszych pokojach spaliśmy przy otwartych oknach. I to był błąd. W samym środku nocy – gdzieś pewnie dobrze po drugiej nad ranem – do naszych pokoi wdarło się wycie grupy jakichś pijanych młodych ludzi. Pech chciał, że zalogowali się akurat na ławce pod naszymi oknami.
Śpiew i głośne mamrotanie, przerywane co kilka sekund dobrze nam znanymi słowami na k…, ch…, p…, sprawiło, że nie mieliśmy najmniejszych złudzeń… W Barcelonie nie jesteśmy sami. Nas, Polaków, jest tutaj więcej. I z jednej strony spore zaskoczenie, z drugiej jeszcze większy niesmak i wstyd. Wstyd, że to nie Hiszpanie, nie Francuzi, nie Niemcy, ale właśnie nasi dawali w środku nocy taki koncert.
Przypomniałem sobie to wydarzenie sprzed lat właśnie dzisiaj w nocy. Pewnie dlatego, że wczoraj do ośrodka, w którym obecnie mieszkamy z młodzieżą, wprowadziła się grupa studentów. A że historia kołem się toczy, to i my do północy mieliśmy powtórkę z barcelońskiej rozrywki. I nawet nie chodzi o to, że komuś z nas to przeszkadzało (dzieciaki po nartach były tak wykończone, że ponoć w nocy nic nie słyszały), ale o to, że wielu młodych ludzi po prostu nie potrafi się bawić.
Wczoraj nie obyło się bez mojej interwencji, a dziś widzę, że ci przebojowi studenci, mijając mnie, najchętniej zapadliby się pod ziemię. Jest im po prostu wstyd. I chyba dobrze. Mają chyba świadomość, że nie grali z nami fair play. We mnie też pozostał jakiś niesmak. Bo przecież można było inaczej. Dziś już wyjeżdżają. Mam nadzieję, że nie dlatego, że popsuliśmy im urlop. Chociaż z drugiej strony…
Wiem, wiem, młodość ma swoje prawa. Ale chyba trzeba pamiętać o tym, że nikt z nas nie jest samotną wyspą i ci, których spotykamy na naszej drodze też mają swoje prawa. Ot, choćby prawo do spokojnie przespanej nocy.
bawili się tylko do północy? i zrobiłeś im aferę?
Interwencja nie zawsze równa się afera. A każdy odpowiedzialny wychowawca w takich sytuacjach powinien interweniować.
no jak oni mieli ochotę zapaść się pod ziemię a Ty sam czułeś niesmak to taka zwykła interwencja to nie była 🙂