Nudno by było…
Dziś przyjechałem do Wrocławia. Słabo znam to miasto. W skali od 1 – do 10 dałbym sobie ze znajomości jakieś minus 5 🙂 . Już przy dworcu ulice rozkopane. Szukam więc przystanku (wszystko w internecie wydawało się proste), ale nic się przy nim nie zatrzymuje. Dobrze, że są taksówki.
Podchodzę do starszego jegomościa z wąsem. Wsiadam, podaję adres. Jadę na cywila, bo tak mi z bagażami wygodniej. Rozmawiamy. Najpierw o rozkopanym mieście, potem o biletach tramwajowych. Sam nie wiem kiedy rozmowa schodzi nagle na tematy Kościoła.
– Muszę panu powiedzieć – odzywa się taksówkarz – że tam, gdzie teraz pan siedzi, wiele lat temu siedział sam kardynał Gulbinowicz.
– Co pan powie? To może ja się przesiądę? – zażartowałem.
Od Gulbinowicza przeszliśmy na Dziwisza, potem na Głodzia, jego rezydencję i stado danieli. Facet wykazał się sporą wiedzą na temat Kościoła. Krytykował wszystko, co się da. Ale najbardziej zaskoczył mnie na koniec, kiedy kazałem się zawieść pod kościół.
– Wie pan co – zagadnął wydając mi resztę – ja tam ani wierzący nie jestem, ani praktykujący, ale powiem panu, że bez tego Kościoła i bez tych klech to w Polsce nudno by było.
No nieźle – pomyślałem – byłoby nudniej i… biedniej. Mnie samego przejażdżka z jegomościem kosztowała równe 22 złote.