Odejść po cichu, jakby zapomnianym…

Wybrałem się dziś na pogrzeb jednego z krakowskich dominikanów. Można powiedzieć, że osobiście go nie znałem. Rozmawiałem z nim jednak wielokrotnie przez kratki dominikańskiego konfesjonału. Pierwszy raz natknąłem się na niego zupełnie przypadkowo. Po wyjściu z konfesjonału od razu podszedłem do gabloty z grafikiem dyżurów. W ten sposób poznałem nazwisko spowiednika. Od tamtej pory zawsze, kiedy mój spowiednik bywał nieuchwytny, starałem się trafiać na dyżur o. Bogumiła. Tak było jakiś czas temu. Ostatnio w konfesjonale już na niego nie trafiałem.

nekroWszedłem do bazyliki dominikańskiej na 30 minut przed Mszą św. Sądziłem, że będzie problem z miejscami siedzącymi. Ale nie… wszedłem i bez problemu usiadłem w jednej z pierwszych ławek, niedaleko trumny. Nawet przez chwilę pomyślałem, że chyba pomyliłem godziny pogrzebu. W kościele oprócz kilku dominikańskich kleryków i kilkunastu, no może dwudziestu kilku osób, nie było nikogo. Dosłownie garstka wiernych, prawdopodobnie większość z rodziny.

Dopiero, kiedy rozległ się głos sygnaturki, prezbiterium kościoła wypełniło się licznie zgromadzonymi dominikanami. Jednak ludzi w ławkach wcale nie przybyło.

Tak zupełnie po ludzku może się to wszystko wydawać dziwne. Przecież gdzie jak gdzie, ale u dominikanów zawsze są tłumy. Również a może szczególnie przy konfesjonałach. A Zmarły przecież spowiadał. Znany był też z bardzo dobrych kazań. I tak zupełnie po ludzku pozostał we mnie jakiś niedosyt, że tylko kilkanaście osób…

Pewnie o. Bogumił patrzył na to wszystko z wysoka i się uśmiechał. Bo Jemu już wszystko jedno, kto i z jakich motywów stanął dziś przy trumnie. Skromnie było, bo i On był skromny. Może w tym wszystkim o to właśnie chodzi, by odejść cicho, niemal zapomnianym? By dawać innym, co się ma najlepsze (Jezusa), samemu niczego w zamian nie oczekując? Jakże Boża logika różna jest od ludzkiej.

Wieczny odpoczynek racz Mu dać, Panie…

2 komentarze do “Odejść po cichu, jakby zapomnianym…

  • 12 kwietnia 2014 o 9:35 pm
    Permalink

    A co człowiekowi po tłumie, kiedy stoi się u progu wieczności – najważniejszym momencie życia. Chciałoby się mieć wtedy przy sobie tych prawdziwie najbliższych, tych, którzy kochali bezinteresownie, niezależnie od czegokolwiek, tych, którzy „znali”…a takich jest niewielu – rodzice, rodzeństwo, rodzina, przyjaciele i ci, którym poznanie i miłość do konkretnego człowieka została wlana w serce przez samego Boga. Mnie zawsze ogromnie raduje myśl, że w orszaku powitalnym, już po drugiej stronie, są już tylko sami kochający, z Matką Boską na czele…

    Odpowiedz
  • 27 lipca 2014 o 6:59 pm
    Permalink

    Znałam tego zakonnika bardzo dobrze…to kochający i dobry dominikanin…Był bardzo blisko Jezusa i wierzę, że teraz jest tam z Nim w niebie… On był spowiednikiem przez całe moje życie zakonne… to bardzo cichy i skromny człowiek o wielkiej wierze…. Oj brakuje mi Go bardzo…

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.