Odtąd ludzi będziesz łowił…
Lubię sobie czasem w niedzielne popołudnia wyjechać na miasto. Spacerując po centrum często zdarza mi się zbłądzić do jakiegoś kościoła. Jeśli zaczyna się właśnie Msza św., zostaję, by wysłuchać kazania. O ile w zeszłą niedzielę trafiłem na wyjątkowo – oczywiście tylko i wyłącznie w mojej ocenie – słabe kazanie (w dodatku czytane z kartki), o tyle wczoraj (tym razem u redemptorystów na Podgórzu – brawo!!!) kazanie było pierwsza klasa.
Tak to już jest z tymi kazaniami. Chyba nigdy nie powinno się mówić, że czyjeś kazanie było złe, bo nawet jeśli do mnie nie trafiło, to przecież mogło trafić (i na pewno trafiło) do kogoś innego. Wczorajsze kazanie trafiło do mnie. Redemptorysta próbował odpowiedzieć na pytanie, którego ja osobiście nigdy sobie nie stawiałem. Mianowicie, zastanawiał się nad tym, dlaczego Jezus powołał właśnie rybaków, a nie cieśli, murarzy czy jeszcze jakichś innych. Odpowiedź na tak postawione pytanie zna z pewnością tylko sam Bóg, ale myślę, że warto pójść tokiem myślenia kaznodziei i dostrzec pewną rzecz.
Otóż, każdy z nas na pewno nie raz widział rybaków. Panów, jak to mówi się o nich potocznie, moczących kije. Po pierwsze rybacy (wędkarze) muszą być ludźmi wielkiej cierpliwości. Muszą (siedząc nad wodą) przez wiele godzin przebywać w atmosferze ciszy i spokoju. Ale przede wszystkim muszę mieć coś jeszcze. Muszą mieć wiarę w to, że rybki pływające nieraz w mętnej wodzie, prędzej czy później znajdą w końcu drogę do haczyka.
Jeśli w Ewangelii Jezus mówi o tym, że uczyni Piotra, Andrzeja, Jakuba i Jana rybakami ludzi, to bez wątpienia chce, aby oni i każdy następny powołany przez Niego uczeń (apostoł), był człowiekiem wiary i nadziei. Każdy powołany przez Jezusa do kapłaństwa mężczyzna ma być człowiekiem, który dostrzega w życiu sens. I ma tym sensem i tą swoją nadzieją dzielić się z innymi. Ma wlewać w serca innych nadzieję na to, że nawet w najbardziej mętniej rzeczywistości i w najbardziej brudnych realiach życia, człowiek może odnaleźć swoją drogę do Boga.
Taka myśl, trochę posłyszana a trochę rozwinięta przeze mnie, towarzyszy mi od wczoraj. To owoc tego wspomnianego kazania. Mam nadzieję, że też macie szczęście usłyszeć czasem dobre kazanie. Takie, które Was poruszy, dotknie, zastanowi. Jeśli tak, to chwała Panu. Jeśli nie, spróbujecie pomodlić się za księdza, którego będziecie słuchać w czasie kolejnej Mszy św. Wasza modlitwa na pewno nie pójdzie na marne.