Z pamiętnika krakowskiego katechety…

Trzecioklasiści zaczęli już dopytywać o dzień, w którym przeżywać będą rocznicę swojej Pierwszej Komunii świętej. Ta już niedługo – w połowie maja. Jak ten czas leci…

Skoro już sami sprowokowali temat, postanowiłem dzisiaj (ukradkiem, żeby nie budzić paniki w klasie) zorientować się, co zostało w ich głowach z katechizmowej wiedzy. No i powolutku, po kolei: Dziesięć Przykazań Bożych poszło całkiem dobrze, siedem sakramentów świętych też jakoś – wspólnymi siłami – zaliczyliśmy. Z uczynkami miłosierdzia co do ciała i co do duszy były już małe trudności. Tak to jest, nawet najlepsi zapominają to, z czego przez wiele miesięcy nie korzystają. Nie ma wyjścia, do katechizmu trzeba powracać.

000Drążąc temat, zapytałem też o to, kto ostatnio otworzył swoją książeczkę do nabożeństwa. Szybko okazało się, że większość zrobiła to przy okazji przedświątecznej spowiedzi. Pozostali nie potrafili powiedzieć kiedy. Ale to jeszcze mógłbym zrozumieć. Nie mogę jednak pojąć tego, co usłyszałem od niektórych dzieci, gdy zapytałem, czy noszą na szyi łańcuszki z medalikami, które kiedyś poświęciłem i rozdawałem.

Kilkoro dzieci niemal jednogłośnie odpowiedziało, że nie noszą medalika, bo zaraz po Komunii św. mamy zdjęły im łańcuszki i schowały, żeby się ze zniszczyły. Hm…, gdyby taka odpowiedź padła z ust jednego dziecka, to OK. Ale dzieci odpowiedziały niemal chóralnie i rzeczywiście niemal połowa klasy nie miała na szyi medalika.

Ciekawe… i smutne równocześnie.  Może to moja wina? W trakcie przygotowań do Komunii nie mówiłem rodzicom o tym, że nie po to kupujemy dziecku medalik, żeby on potem leżał w szufladzie. Ale skąd mogłem wiedzieć, że rodzice będą mieli takie obawy?

Wiem, że porównanie, którego użyję jest bardzo płytkie, ale możepatelnia choć trochę oddaje sedno problemu. Nie po to przecież mama kupuje nową patelnię, żeby trzymać ją w szufladzie z obawy przed tym, że się zepsuje. Jeśli kupi nową, to na pewno nie po to, by gdzieś ją chować, ale po to, aby z niej korzystać. Nawet, jeśli jest świadoma tego, że z czasem patelnia się po prostu zniszczy.

Obawa przed tym, że łańcuszek może się zerwać jest jak najbardziej uzasadniona. Mój łańcuszek był już u jubilera tak wiele razy, że dawno straciłem rachubę. Ale przecież to nie powód, by leżał gdzieś na półce.

I tak: medalik schowany do szuflady, bo się  zepsuje. Nowa Biblia postawiona na półce i nie czytana, bo się pobrudzi… Takich przykładów można mnożyć więcej. A tymczasem na szyi dziecka coraz częściej (na szczęście nie ma w tej materii jakiegoś szału) jakieś znaki zodiaku, nieśmiertelniki, odpromienniki, itp.

Może ktoś, czytając ten tekst pomyśli, że się czepiam. Tak, czepiam się. Ale czy mogę o tym wszystkim nie mówić? Przecież rola katechety nie kończy się wraz z otrzymaniem od dzieci bukietu kwiatów w czasie Mszy św. komunijnej. Pierwsza Komunia to dopiero początek. I dlatego ciągle do tych rzeczy wracam. I wracał będę… Nawet po pierwszej rocznicy.

One thought on “Z pamiętnika krakowskiego katechety…

  • 29 stycznia 2014 o 10:46 pm
    Permalink

    O, weszłam i zobaczyłam jakieś zmiany na stronie…nowe zasłonki 😉 …i szerokie okno (czy droga) do Nieba! 🙂
    Na myśl mi przychodzi: Ścigamy się? Kto pierwszy?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.