On nam się daje cały, z nami zamieszkał tu…
W zakrystii jednego z rzeszowskich kościołów można na ścianie przeczytać dość ciekawą, łacińską sentencję. Ci, którzy są bieglejsi w tym języku, mogą przetłumaczyć ten zapis mniej więcej w ten sposób:
,,Tak Jezus potraktuje cię kiedyś na Sądzie,
jak ty traktujesz Go teraz w Eucharystii.”
Mocne, prawda? Pewnie, że od razu można pójść za ciosem i powiedzieć: No jak to… Przecież Jezus jest Miłosierny, przecież przebacza. A ja jestem taki słaby, niedoskonały, grzeszny…
Pewnie, że można się tak fajnie usprawiedliwiać i nawet będzie w tym wszystkim spora dawka prawdy. Ale chyba nie do końca o to chodzi. Nie chodzi o tę naszą słabość, grzeszność… Chodzi o to, co my tak naprawdę robimy, żeby Eucharystia nie była tylko ,,przedstawieniem jednego aktora.”
To, że jesteśmy grzeszni i słabi, nie powinno nas usprawiedliwiać, ale przeciwnie… Powinno nas motywować do coraz lepszego przeżywania Mszy św. Bo mogę być wielkim grzesznikiem, ale w tej mojej grzeszności mogę uklęknąć porządnie na dwa kolana i ładnie się przeżegnać. Mogę być wielkim grzesznikiem, ale kiedy we Mszy św. przychodzi czas na wspólną modlitwę Chwała na wysokości Bogu, Credo czy Ojcze nasz, też będę otwierał usta, by te słowa wypowiadać, a nie tylko słuchać, jak wypowiadają je inni. Mogę być wielkim grzesznikiem, ale zrobię wszystko, by na Mszę św. się nie spóźnić i odczekam tyle, ile trzeba, żeby zaraz po Komunii a przed ogłoszeniami duszpasterskimi, z kościoła nie wychodzić.
A więc… O ile nasze grzechy mogą być tłumaczeniem tego, że nie przyjmujemy Komunii św., o tyle nie są żadnym wytłumaczeniem dla spóźnialskich i tych, którym na Mszy św. zwyczajnie się nudzi. Grzech grzechem a tumiwisizm tumiwisizmem…
I właśnie w tym kontekście warto powrócić do sentencji z rzeszowskiego kościoła i zapytać się tak bardzo serio: Jak ja Jezusa obecnego w Eucharystii traktuję?
Owocnych refleksji w tę piękną uroczystość Wam życzę :).