,,Otwórz me oczy, chcę widzieć Jezusa…”

Kolejny pierwszy piątek miesiąca za nami. Znów do konfesjonałów ustawiły się długie kolejki. Jedni przyszli, bo rzeczywiście nagrzeszyli, inni stanęli przy konfesjonale, bo choć grzechów nie mają, to przecież pierwszy piątek ,,zaliczyć” trzeba.

W konfesjonale – bez względu na to, kto do niego podchodzi – daje się dostrzec pewną prawidłowość. Otóż, nasze grzechy pojawiają się zawsze wówczas, gdy tracimy kontakt z Panem Bogiem. Bliska zażyłość z Bogiem nie pozwala na grzech. Ten pojawia się wówczas, kiedy tej zażyłości zaczyna brakować.

Czasem mówię w konfesjonale, że powiedzenie, iż ,,natura nie znosi pustki” ma swoje głębokie odzwierciedlenie także w naszym życiu duchowym. Nasze serca też nie znoszą pustki. Jeśli nie są one napełnione (i stale napełniane) Bogiem, bardzo szybko w te przestrzenie naszych serc wchodzi zły. Serce nigdy nie pozostaje puste. Jest w nim albo dobro albo zło.

Duchową kondycję wielu z nas dobrze oddaje fragment Ewangelii według św. Mateusza (Mt 14, 22 – 33). Jezus – wbrew wszelkim prawom fizyki – idzie po wodzie. Dostrzegają Go siedzący w łodzi uczniowie. Piotr podejmuje dialog:
– Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie.
– Przyjdź!

Na zaproszenie Jezusa wychodzi z łodzi. Stawia ostrożnie swoją stopę na powierzchni wody i … idzie. Robi pierwszy krok, drugi, potem trzeci, ale nagle – na widok silnego wiatru – uląkł się i zaczął tonąć.

W czym zatem tkwi sekret tego, że jednak Piotr szedł do Jezusa po wodzie? Odpowiedź jest prosta. Piotr, idąc po wodzie, swój wzrok miał utkwiony w Jezusa. Patrzył na Niego. Dopiero, gdy zaczął rozglądać się wokół, gdy zobaczył ten silny wiatr obok siebie, gdy oderwał wzrok od Mistrza i zaczął koncentrować się na otoczeniu, zaczął tonąć.

W naszym życiu jest dokładnie tak samo. Idziemy różnymi ścieżkami pośród różnych życiowych burz. Dla jednych burzowy klimat  będą miały relacje z innymi. Dla kogoś burzą będą problemy związane z modlitwą. Jeszcze ktoś inny swoją życiową burzą nazwie problemy z czystością, uwikłanie w pornografię czy masturbację. Przykładów takich burz można by podać tutaj wiele. Bo burz rzeczywiście wokół nas nie brakuje.

Ale nie burze są najważniejsze. Ewangelia uczy nas tego, że najważniejsze w naszym życiu jest wpatrywanie się w Jezusa. Wiele różnych światowych świecidełek próbuje skupić na sobie nasze spojrzenie. Niestety, często im się to udaje i wtedy przestajemy wpatrywać się w Jezusa.

Na Jezusa nie wystarczy spoglądać. Trzeba się w Niego  wpatrywać. Przykładem takiego ,,spoglądania” albo ,,zerkania” na Mistrza może być nasz codzienny pacierz, który już dawno powinien zamienić się w modlitwę, ale ciągle jeszcze jest paciorkiem. Albo nasze okazjonalne spowiedzi św., przy okazji ślubu, chrztu czy pogrzebu. To nic innego, jak tylko ,,zerkanie” na Pana Jezusa. Przypominanie sobie o Nim raz na jakiś czas. Tymczasem w naszym życiu duchowym nie o to chodzi, by na Jezusa zerkać, ale o to, by się w Niego po prostu zapatrzeć. A wtedy żadna burza nie będzie dla nas groźna.

One thought on “,,Otwórz me oczy, chcę widzieć Jezusa…”

  • 14 czerwca 2014 o 12:21 am
    Permalink

    To sedno wszystkiego co dzisiaj usłyszałam 🙂 Jeszcze raz dziękuję.

    Odpowiedz

Skomentuj E. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.